Krakon 2011 – dzień drugi

Witaj!

Przed Tobą Archiwalna część RPGowej Alchemii, dawniej znanej jako Dziwaczny Blog Jaxy.
Post, który oglądasz nie został jeszcze dostosowany do nowego bloga i część formatowania i grafik może się sypać.

Zapraszam do wycieczki w przeszłość!


W dni dzisiejszym k10 osób, które znałem na konwencie zmieniło się w k20 (z czego większość i tak przelotem) Wszystko to tonące w morzu zmangowacenia.

Naprawde jasnymi punktami dnia drugiego były blok dotyczący projektowania gier komputerowych przygotowany przez ludzi z UJotu i absolutnie fenomenalna prelekcja Puszkina na temat PMMa. Do łez, bólu brzucha i prawie wycia ze śmiechu doprowadził mnie Puszkin prezentujący techniki twinkowania sesji pod kątem zwyciężenia w PMMie (albo przynajmniej przejścia do drugiego etapu). Prelekcja prowadzona z fantastyczną swadą i świetnie okraszona aktorskimi popisami Puszkina. Nawet jeżeli publiczność nie dopisała, to jest to tylko dowód na to ze ludzie są głupi i nie wiedzą co dobre. Wielkie chapeau-bas dla Puszkina.
W trakcie prelekcji można się było też dowiedzieć jak Bard (TEN Bard) odgrywał Hutta i jak wygrał drugiego PMMa.
Powspominaliśmy sobie tez z Puszkinem jak to było na konwentach w czasach kiedy dojeżdżało się na nie na dinozaurach (a Puszkin to w sumie rzucał opowieściami z czasów kiedy jeszcze ujeżdżano trylobity), dowiedziałem się też o karierze Puszkina na pewnym RPGowym serverze Lineage’a.

Miasto Itry, którego się tak obawiałem okazało się świetnym systemem z piekielnie pomysłową i złośliwą mechaniką, ale przeznaczonym raczej raczej dla graczy, którzy wczują się w konwencje i w styl, bez „chamstwa i drobnomieszczaństwa” wobec reszty drużyny.
Zagrałem starą panną mieszkającą z pięcioma kotami w zapadającym się domu. W trakcie przygody wyszło mi (system wymaga olbrzymiej inwencji od gracza – z jednej strony surrealistycznej a z drugiej nie prepakerzonej) ze jestem kapłanką zapomnianego kultu bogini miasta Itry (wyglądającej w tej wersji, trochę jak Bast)
Linka (nasza MG) poprowadziła naprawdę fajną i sycącą sesje, za którą bardzo jej tu dziękuje.
Swoja drogą bardzo chętnie zobaczyłbym kilku moich własnych graczy mierzących się z podobną konwencją (z pewnym świentym ale leniwym graczem na czele)
Jutro finał i sesja u Beacona (bądź beacona – w sumie nie wiem jak jest poprawnie).

Epickim finałem dnia była pewna dziewoja w koszulce GGFFu, która moje entuzjatyczne „GGFF -brawo” powiedziała, że próbowali cytuje „Reanimować tego tego trupa, ale im nam się odechciało”. Na pytanie kto rzuciła garścią całkowicie mi nieznanych ksyw, wiec pokazałem jej legitymacje z 98 roku (ta na glinianej tabliczce, choć wiem, że Gaba ma swoją jeszcze jako rysunek naskalny) i panience szczęka opadła. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się spotkać na konwencie nieznanej mi osoby w koszulce GGFFu.