Tol Calen – ostatnie starcie
Lato 2014 – Turnus V
Gdy wróciłem po trzech turnusach prowadzenia na obozie myślałem, że przygodę z obozami w tym sezonie mam już za sobą. Pojawiła się jednak okazja powrotu do Zakopanego i do świata Tol Calen na jeszcze dwanaście dni. Czy się wahałem? Może ze trzy sekundy. Tak więc znów spakowałem swoje manatki (wzbogacając je o asortyment którego brakowało mi poprzednio – zwłaszcza pod kątem LARPów) i pojechałem prowadzić.
Warto tu zaznaczyć, że zazwyczaj piąty i ostatni turnus jest najmniejszy i zazwyczaj wiąże się z dziwnymi, faburalnymi akcjami (T5 2013 – „turnus, który nie istniał”). Tym razem zebrało się 15 uczestników, a moje zaprzyjaźnione wiewiórki doniosły mi, że będzie wśród nich parę osób, które już wcześniej miałem u siebie w drużynach. Nie planowałem kampanii z wyprzedzeniem, ale wiedząc, że to ostatni turnus tego sezonu postanowiłem, że trzeba zrobić coś z wygarem i wykopem tak żeby następny sezon przyniósł Tol Calen coś zupełnie nowego. Co najważniejsze planowałem tylko częściowo wplątać graczy w „duże rzeczy” tak by nie przymuszać ich do często niewygodnej „wielkiej gry”
Od lewej: Ulf, Scarlett, MG, Daeneri, Raina, Asvard Brand
By all the stars that ever shone,
By all the gods, known and unknown,
For Aineweed and my Reprise—
I swear that you will pay!
Kampania
Turnus III – Kampania „Shades of Grey – Winds of Change”
Mechanika: (Tol Calen 2.0 T5 edition)
- Daeneri (Baranek) – kudlehska ex-khani, która porzuciła swój tułaczy los i została pomocnikiem Gońca, łuczniczka o zabójczym uśmiechu i umiejętnościach, usycha w „domu” z tęsknoty podczas gdy jej Pierre walczy na froncie w oddziale konnego zwiadu.
- Scarlett (Anger) – aeromantka, uczennica bogini Anyessy mająca nadzieję na zostanie guorem, ścigana przez przeszłość w postaci mordercy ojca – admirała Connala Brethena
- Reyna (Arna jr.) – eks-akademicka hydromantka, próbująca się zemścić na swej stryjnej – lady Arnie za zamordowanie rodziców
- Asvard Brand (Hania) – dwumetrowa ligaturka z Ulfhedinem wielkim dwuręcznym toporem, chcąca zostać wielką bohaterką opisywaną w pieśniach i jarlem swojego szowinistycznego klanu.
- Ulf (Kostek) – uzdrowiciel z klanu Einheriar, gość o szemranej przeszłości, któremu Dun’tel wybaczył jego wpadki, pełen współczucia do chorych i nienawiści do Wykrwawiaczy.
Osiem miesięcy minęło od bitwy pod Taren. Północna horda Kudlehów została rozbita przez połączone siły Wilhelma, Semena Filipowicza i odstępczych Kudlehów chana Kher’ana. Wschodnie Wrota znów znalazły się w rękach Cesarstwa. Walka z południową Hordą okazała się jednak poważniejszym wyzwaniem. Dowodzący nią Wielki Khan Irato doprowadził do tego, że zwycięska armia Wilhelma znalazła się nagle w patowej sytuacji. Wojska Velasquezów przez całą wiosnę i lato miażdżące cesarską armię wczesną jesienią zatrzymały się na zdobytych pozycjach i okopały…
Tymczasem we Wschodnich Wrotach grupa poszukiwaczy przygód przypadkiem trafia na ślady potężnej grupy Wykrwawiaczy, nie tylko handlującej krwią na skalę prawie przemysłową, ale również prawdopodobnie odpowiedzialną za powrót twarzowców. Bohaterowie by ratować swoją skórę zmuszeni zostają zetrzeć się ze starymi i nowymi przeciwnikami. W mieście pojawią się bowiem zdradziecki Connal Brethen, wykrwawiacz i renegat Gunther Haas i jednoręki fiarri – Kheran, który dzięki Cieniowi uniknął śmierci i pożarcia. Jakby tego było mało Asvard Brand zaczyna ukazywać się Płaczący Bóg uwięziony gdzieś przez Wykrwawiaczy prosząc ją o pomoc…
Bohaterom udaje się w końcu zmusić wrogów do odwrotu i korzystając z pomocy lady Arny (prowadzącej w mieście własne interesy) i bogini Anyessy odbić Płaczącego Boga z twierdzy Wykrwawaiczy ukrytej w tunelach pod Puszczą. Gdy jednak wracają do Wschodnich Wrót czeka na nich całkiem nowy świat…
„Gdybym nie była Asvard Brand,
Tobym zemdlała”
Moi gracze, tacy piękni.
Kampania, którą poprowadziłem okazała się bardzo udana, mimo że gdzieś mniej więcej w połowie gracze nieco zawiesili się i trzeba ich było delikatnie popchnąć do przodu to całość rozegrali świetnie. Bardzo dobrze mi się prowadziło całą ekipę. Postacie były świetnie wymyślone i przez to mieliśmy mnóstwo okazji do prowadzenia wątków osobistych i rozwoju postaci. Sztandarowym przykładem niech będzie postać Reyny, która zaczynała kampanie nienawidząc swojej stryjnej za morderstwo rodziców, a kończyła wracając na łono rodziny i zakładając rodowy pierścień herbowy.
Moja drużyna była grupą świetnych odgrywaczy, problemy pojawiały się gdy trzeba było zrobić jakąś grubszą rozkminę, w końcu jednak zawsze cos wykombinowali, czasem coś nawet niesłychanie twórczego. Odrobinę więcej proaktywności i byłbym szczęśliwy.
Bardzo mi się podobało kreowanie przez moją drużynę klimatu około drużynowego. Zaczynając od naprawdę fajnej piosenki napisanej przez Anger o drużynie, na głupawych shipach postaci z npcami i troll-piosneczkach kończąc. Widać było, że granie ze sobą sprawia im frajdę.
LARP nie pyta, LARP rozumie
„Jedno modżajto dla mojej świni”
LARP nie pyta, LARP rozumie
Ale nie samym RPGiem człowiek żyje. Na piątym turnusie mieliśmy aż trzy LARPy. Pierwszy wyszedł trochę jako spontan gdy wychowawczni obozów Super Girls i Chillout & Party zapytała czy nie chcemy zrobić z nimi dyskoteki. RPGdziątka są zwykle nieprzychylne takim rozrywkom (OMG nie będzie wieczornej sesji), ale udało nam się ich przekonać („Po dyskotece wszyscy mają nocki!”) i postanowiliśmy dołączyć do tego LARPa. Wiejska dyskoteka – szelesty kontra miastowi, dziunie walczące o najważniejszego szelesta na wsi. Było modżajto z mięty, sprite i soku miętowo-jabłkowego, bejsbole z mieczy otulinowych, łańcuchy na szyjach (kupione w pobliskim elektrycznym) i DJ Zuzex grająca najbardziej żenujące piosenki w historii muzyki rozrywkowej.
Drugim LARP to były GSy. Luźna adaptacja pamiętnego Malignatusa z Teleportu 2008. LARP udany dla niektórych, dla niektórych źródło prawie godzinnego festiwalu hejtu. Najważniejsze jest to, że po LARPie znów pojawiły się osoby chcące grać w normalne stolikowe GSy. Yaay, propsy dla mnie! Na przyszły sezon chyba napisze nowe GSowe LARPy.
Trzeci to tradycyjne zamykające obóz Tol Calen. LARP częściowo powiązany z fabułą wszystkich drużyn (Gunther Haas i Wykrwawiacze) ale przede wszystkim fabuarne zamknięcie sezonu – ślub generała Wilhelma i lady Arny z Velasquezów. Ważne dla Tol Calen wydarzenie, ale o tym niżej.
Brand New World
Tegoroczny sezon przyniósł wiele zmian. Wojna domowa, chwilowy rozłam na Aureosowy Zachód i Wilhelmowy Wschód. Velasquezowie wracają w granice Cesarstwa i wspierają Wilhelma w jego drodze po korone. W zamian za to Wilhelm bierze ślub z lady Arną i wydziedzicza swoje dotychczasowe dzieci. Tol Calen czekają zmiany. Velasquezowie i ich pieniądze mogą zmienić bardzo wiele. Zarówno politycznie, ekonomicznie jak i społecznie.
Dla samych graczy szykują się nowe możliwości fabularne – polityka, spiski i tajne organizacje działające przeciw zmianom. Oprócz tego można będzie poważnie zabrać się za kampanie marynistyczne – droga do Kolonii stoi otworem, można będzie też spokojnie płynąć do Al-Sadiji. Po tym sezonie dostajemy też procesarskich kudlehów, karnych Kozaków Filipowicza, ligaturski klan Mokrych Fok. Mamy nowoprzedstawionych bogów, którzy odciskają swe piętno na Tol Calen – Uttenskal, Fenrir, Anyessa. Szykuje się reforma Zakonu – jaka i do czego doprowadzi jest póki co wielką tajemnicą. Wracają twarzowcy i krasnoludy. Wychodzi na to ze sezon 2015 będzie jeszcze lepszy i miodniejszy…
“Niektórzy nazwą mnie zdrajcą,
ale robię to dla Cesarstwa, nie dla siebie”
– Wilhelm
Podziękowania
- Na początek chciałbym podziękować pozostałym MGom z którymi współpracowałem na tym Turnusie – Zuza, Korzy – praca z wami to prawdziwa frajda.
- Dziękuje graczom – całej drużynie – wszystkim razem każdemu z osobna – a zwłaszcza tym graczkom, które postanowiły przyjechać na TC w tym sezonie po raz drugi żeby u mnie zagrać. Anger, Baranek – jesteście super!
- Reszcie graczy i braci z obozu TC – mam nadzieje, że niektórych z was zobaczę kiedyś w moich drużynach. Specjalne podziękowania w tym miejscu dla Paladino i Snota – za mikrosesje Wilhelma i za pomoc w dramie z bogami (i Ostrzem Niebios)
- Dziękuje też szóstej graczce mojej drużyny – Dorocie Matuszewskiej, która przychodziła słuchać naszych nocek i mimo ich spontanicznemu wydłużaniu się zostawała z nami do końca
- Oczywiście nie sposób nie podziękować As, Bundzowi i Łamignatowi za zgodę na przeprowadzenie mojego pomysłu z Velasquezami – mam nadzieję, że dzięki temu TC nabierze nowych kolorów (i odcieni szarości)
Dziękuje też Biuru Turystyki Aktywnej KOMPAS, za to że mogłem pojechać na obóz i za możliwość wykorzystania zdjęć!