W krainie wielkich smajali

Recenzja “Jedyny Pierścień: Zestaw Startowy”

Autor: Jaxa

„W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit. Nie była to szkaradna, brudna, wilgotna nora, rojąca się od robaków i cuchnąca błotem, ani tez sucha, naga, piaszczysta nora bez stołka, na którym by można usiąść, i bez dobrze zaopatrzonej spiżarni; była to nora hobbita, a to znaczy: nora z wygodami.”
J.R.R Tolkien – “Hobbit, czyli tam i z powrotem”
tłum. M. Skibniewska, Iskry 1988

Zeszłoroczna zbiórka na drugą edycję gry “The One Ring” była olbrzymim sukcesem i obok podręcznika podstawowego, o którym pisałem niedawno, ufundowało się także wiele celów dodatkowych. Jednym z nich jest pudełkowy starter do nowej edycji “Jedynego Pieścienia”, czyli bohater naszego dzisiejszego tekstu.
Przed wami recenzja “Jedyny Pierścień: Zestaw Startowy”.

Jeżeli interesuje was druga edycja systemu “The One Ring”, zapraszam do lektury pierwszych wrażeń dotyczących gry, które zwarłem w tekście “Jeden, by wszystkimi rządzić…” oraz do zapoznania się z pełnowymiarową recenzją tego tytułu (część pierwsza i część druga).
Jeżeli natomiast chcecie przyjrzeć się innym pudełkowym starterom do gier RPG, to zapraszam was to alchemicznego działu poświęconego właśnie im.

“Jedyny Pierścień: Zestaw Startowy” to typowy zestaw startowy od Free League Publishing. W środku grubego i porządnie wykonanego kartonowego pudełka znajdziemy trzy dość spore broszury, dwustronną mapę, zestaw 30 kart sprzętu, 8 gotowych postaci, 6 kart postaw oraz 10 kości dostosowanych do oznaczeń występujących w “The One Ring”.

Nasz przegląd wnętrza zestawu zaczniemy od drobnicy, czyli kart sprzętu i postaw. Na tych pierwszych znajdziemy opisy wszystkich podstawowych typów broni i opancerzenia występujących w grze. Zaprojektowano je czytelnie i ozdobiono ładnymi i estetycznymi szkicami. Całość wydrukowana jest na porządnym, płótnowanym, grubym kartonie karcianym, co sprawia, że powinna być całkiem wytrzymała. Na podobnym materiale wydrukowano także karty postaw, czyli kwadratowe kartoniki wielkości podstawki pod piwo, które ułatwiają oznaczenie tego, w jakiej postawie w walce jest postać oraz jaką funkcję pełni w trakcie Podróży.

Co ciekawe, jedne i drugie karty przygotowano przede wszystkim z myślą o pełnej wersji gry. Starter skupia się na hobbitach i przygodach w sielankowym Shire, tak więc większość kart oręża będzie w nim mało przydatna, a kart postaw nie wykorzystamy zupełnie, gdyż opisane w nim mechaniki walki i Podróży (o czym przeczytacie w dalszej części tekstu) są znacznie uproszczone i informacje z dodanych do pudełka kwadratowych kartoników będą zupełnie nieprzydatne w trakcie ogrywania przygód z zestawu startowego.

Kolejną rzeczą, którą znajdziemy w starterze jest dwustronna mapa. Ma ona rozmiar 72 na 56 cm, na pierwszej stronie znajdziemy Eriador, a na drugiej Shire. Obie grafiki są bardzo estetyczne i będą naprawdę fajnym handoutem na naszych sesjach, zarówno podczas ogrywania startera, jak i w trakcie grania na pełnych zasadach.

W pudelku znajdziemy też to 8 gotowych kart postaci zaprojektowanych pod kątem zawartych w zestawie przygód. Sześć z nich to bohaterowie początkujący, a dwie – Bilbo i Balin, są nieco bardziej rozwinięte. Co ciekawe, wszyscy ci bohaterowie są istotni z punktu widzenia tolkienowskiego lore’u. Wymieniona dwójka jest powiązana z książkami w dość oczywisty sposób, ale pozostała szóstka również “sroce spod ogona nie wypadła”. Najmniej znaczący jest Rorimack Brandybuck, który będzie “tylko” panem na Bucklandzie i gościem słynnego przyjęcia urodzinowego Bilba, Paladin Tuk stanie się Thanem Shire, ale przede wszystkim ojcem Pippina, Esmeralda Tuk będzie matką Merry’ego, a Lobelia Bracegirdle, przyjmie po mężu nazwisko Sackville-Baggins. Ostatnie dwie postacie:Drogo Baggins i Primula Brandybuck będą natomiast rodzicami pewnego nieważnego hobbita, który wybierze się na przechadzkę na dalekie południe, by wrzucić kawałek biżuterii do wulkanu. Szczerze przyznam, że bardzo podoba mi się wybór gotowych postaci do startera, gdyż bardzo ładnie połączono w ten sposób grę i książkę, dodając sporo pazura do nudnej historii rodziców bohaterów “Władcy Pierścieni”.

Polska Edycja “Zestawu Startowego”

Nasza rodzima wersja “Zestawu Startowego” została przygotowana naprawdę porządnie. Jakość samego wydania nie ustępuje anglojęzycznemu “Starter Set” i z tego, co udało mi się zauważyć uniknięto błędów i literówek.
Polskie tłumaczenie oparte jest o “te dobre wersje <<Władcy>>”. Nie uświadczymy tu ani Bagosza, ani Tajaru, ani Łazika tylko pojęcia uświęcone tradycją, wersje obecne w naszej świadomości od czasów pierwszego tłumaczenia dokonanego przez Marię Skibniewską. Dodatkowo tłumacz “Jedynego Pierścienia”, Tomasz Majkowski, bardzo dobrze rozumie naturę prozy Tolkiena i to mocno daje się zauważyć podczas lektury przygotowanych przez niego podręczników, a zwłaszcza pojawiających się tu i ówdzie fabularnych wstawek.
Warto też zauważyć, że polska wersja “Zestawu Startowego” uniknęła największej wtopy wersji angielskiej, czyli błędnych kości. K12 w polskiej wersji pochodzą z drugiej partii i nie mają pomylonych “1” i “11”.

Najważniejszą częścią “Jedyny Pierścień: Zestaw Startowy” są trzy solidne broszury zatytułowane “Zasady”, “Shire” oraz “The Adventures”. Pierwsza z książeczek zawiera uproszczoną wersję mechaniki przebudowaną tak, aby pasowała do postaci i zestawu scenariuszy ze startera. Jako że życie w Shire jest dość sielankowe i szczęśliwe, z mechaniki wyrzucono zasady Cienia i Przygnębienia i zamiast zyskiwania złych punktów postacie tracą raczej punkty Nadziei. W walce postawy ograniczono do Walki w Zwarciu i Walki na Dystans, a druga rana zamiast zabić postać po prostu pozbawia ją przytomności. W “Zasadach” nie znajdziemy też reguł dotyczących Nagród, Przymiotów, Posłuchania i Fazy Drużyny. Co ciekawe, mimo że formalnie nie znajdziemy tu też żadnych zasad dotyczących Podróży to pewne części tej mechaniki dopasowano do Startera i wpleciono w kampanię i opis Shire. Postacie, podobnie jak w większości innych zestawów startowych, nie dostają punktów doświadczenia i muszą poradzić sobie z kampanią, korzystając z bazowych statystyk. Aby to zbalansować, w starterze znajdziemy specjalną zasadę dla krótkich kampanii, mówiącą o tym, by bazą dla obliczania poziomu trudności stało się 18, a nie 20.

Druga, największa z broszur, czyli “Shire” jak się łatwo domyślić poświęcona jest hobbickiemu państewku. Znajdziemy tu zarówno historię tej części Eriadoru, jak i bardzo szczegółową charakterystykę czterech ćwiartek oraz Bucklandu. Dostajemy obraz sielankowej krainy, bardzo różnej od reszty północy i w dużej mierze oderwanej od paskudnej rzeczywistości Śródziemia. Futrzanostopy ludek zajmuje się własnym życiem i problemami dnia codziennego i mimo pozornej gościnności jest też bardzo ksenofobiczny. Innymi słowy: kropka w kropkę angielska prowincja, na której nie bez odrobiny satyry wzorował się profesor Tolkien. Opis Shire uzupełniają tabele z różnego typu plotkami i spotkaniami losowymi, które możemy zastosować w trakcie przygód w hobbickiej domenie oraz uproszczona mechanika podróży, dopasowana do eksploracji opisywanego terenu (najstraszniejsze, co może spotkać drużynę to spotkanie ze spuszczonymi z łańcuchów psami). Czy całe Shire jest takie spokojnie? Nie. Jedna mała galijska…  Podręcznik opisuje kilka rejonów, takich jak Leśny Zakątek czy Błędny Las, w których może być o wiele (jak na standardy hobbickiego kraiku oczywiście) bardziej niebezpiecznie, choć jest to niebezpieczeństwo na miarę Shire. Najbardziej przerażające okolice to Zielone Pola, Północne Bagna oraz oczywiście Stary Las i leżąca za nim Kraina Kurhanów, ale żaden szanujący się hobbit nawet nie pomyśli, by się tam wybrać. W końcu co ludzie powiedzą…
Kampanie prowadzone w Shire będą miały zupełnie inny klimat niż te rozgrywające się w bardziej paskudnych rejonach Eriadoru. Więcej będzie tu satyry i czarnego humoru niż mrocznej walki z Nieprzyjacielem i jego sługami. Sam podręcznik “Shire” będzie tu świetną pomocą, gdyż znajdziemy w nim całe mnóstwo zahaczek na przygody, które możemy wpasować w realia hobbickiego kraiku. Zamiast eksplorować podziemia w poszukiwaniu artefaktów, będziemy śledzić lokalną kucharkę w poszukiwaniu jej tajnego poletka z grzybami, ale przy dobrze zaprojektowanej przygodzie możemy czerpać z tego tak samo wiele frajdy.

Ostatnia broszura, czyli “Przygody” to, jak łatwo się domyślić, gotowe scenariusze. W książeczce znajdziemy ich pięć, z czego trzy układają się w minikampanię, a dwie są jednostrzałami, które możemy wpleść między jej pierwszą i drugą część. Wszystkie przygody (poza ostatnią) są całkiem łatwe i pluszowe, gdyż samo Shire jest krainą spokojną i z rzadka tylko nękaną przez jakiekolwiek problemy.
Drużyna to Konspiratorzy Czerwonej Księgi, czyli grupa hobbitów zaprzyjaźnionych z Bilbem, która zostaje poproszona przez “Szalonego Bagginsa” o pomoc w kilku sprawach związanych z pisaną przez niego książką. Pierwszym z zadań jest wyprawa do Michel Delving i kradzież mapy Shire należącej do Starego Tuka. Pozostałe historie zabiorą naszych bohaterów w różne zakątki hobbickiej domeny, a nawet poza jej granice. W ich trakcie będziemy odkrywać tajemnice i stawiać czoła przerażającym i wymagającym przeciwnikom. Całość przygotowana jest moim zdaniem udanie. Ładnie zaprezentowano potencjał przygód w dość nudnym jednak Shire i przyjemnie pokazano czający się za jego granicami mrok.
Same przygody są bardzo proste fabularnie i świetnie nadają się dla początkujących graczy, a starcia przygotowano tak, by obok konwencjonalnej walki dało się je rozwiązać pomysłowością. Prostota, która jest zaletą dla zaczynających dopiero przygodę z RPGami, będzie niestety wadą dla bardziej doświadczonych graczy, gdyż fabuły poszczególnych przygód nie będą dla nich żadnym wyzwaniem.
Podobnie rzecz się ma z konstrukcją samych scenariuszy. Są one liniowe, z elementami railroada, co sprawia, że będą z jednej strony przyjemną freblówką dla niedoświadczonych prowadzących, ale weterani będą musieli mocno je przerobić, by stały się większym wyzwaniem dla grających.

Spoilery - czytasz na własną odpowiedzialność

Bardzo podoba mi się sprytnie zaszyty w kampanii motyw związany z traktowaniem zwierząt podczas kilku pozornie nieistotnych spotkań w trakcie kampanii i to, że bycie dla nich miłym i pomaganie im w nieoczekiwany sposób premiuje podczas finału kampanii.
Świetnie pasuje to także do bardzo tolkienowskiego motywu postaci jako “tych dobrych”, niezależnie od sytuacji.

Mnie osobiście najbardziej podoba się przygoda, w której na pierwszy rzut oka dzieje się najmniej, gdyż jest ona de iure dość nudną wyprawą przez całą szerokość Shire, ale de facto jest luźną strukturalnie historią, opartą o uproszczone zasady Podróży i kilka wydarzeń z samej przygody. Wszystko to sprawia, że prowadzący ma w niej najwięcej możliwości do improwizacji, a problemy wygenerowane podczas podróży mogą wywrócić pozornie nieciekawą historię do góry nogami.

“Jedyny Pierścień: Zestaw Startowy” naprawdę mi się podoba i nie mogę się doczekać, by zabrać moich graczy do Shire. Zasady i przygody pozwalają nie tylko bardzo fajnie zapoznać się z systemem, ale przede wszystkim są świetną furtką do świata RPGów dla początkujących, którzy do naszego hobby trafią przez swoją miłość do dzieł angielskiego profesora. Warto jednak pamiętać, że mimo bycia samodzielnym i pełnoprawnym produktem “Jedyny Pierścień: Zestaw Startowy” pomyślany jest przede wszystkim jako uzupełnienie podstawki i część jego elementów będzie w pełni wykorzystywalna dopiero, gdy będziemy posiadali tę książkę. Jest to zapewne efekt dość szalonej kampanii kickstarterowe,połączony z faktem, że póki co starter dodawany był wyłącznie do podstawki i potem siłą rozpędu dodatkowe elementy wylądowały w wersji detalicznej, ale mimo wszystko jest to nieco kuriozalne.
Niezależnie od tego, cały zestaw jest naprawdę fajny, przygody mają swój klimat i sporo jego elementów będzie przydatnych także w trakcie gry z wykorzystaniem pełnych zasad z podstawki. To zarówno świetne uzupełnienie kolekcji, jak i bardzo fajny prezent dla fana Tolkiena, którego zamierzacie wciągnąć w hobby. Polecam!

Bardzo dziękuje wydawnictwom Black Monk Games i Free League Publishing za udostępnienie materiałów do recenzji

Warto przeczytać

Jeden, by wszystkimi rządzić…

Rzut oka na grę „The One Ring”

Drużyna Pierścienia cz. I

Pierwsza część recenzji gry „The One Ring”

Drużyna Pierścienia cz. II

Druga część recenzji gry „The One Ring”