Jak umieścić sesję w fajnym miejscu
Publicystyka RPGowej Alchemii
Autor: Jaxa
Gdy sięgam po gry dziejące się mniej więcej w naszym świecie (czyli coś w klimatach “Zewu Cthulhu”, “Dresden Files”, “Potwora Tygodnia”, czy nawet WoDu albo “Vaesen”) to ważnym elementem jest dla mnie sceneria, w której przyjdzie graczom rozgrywać swoją przygodę.
Tak jak pisałem już wielokrotnie – im lepiej poznam miejsce, w którym zamierzam prowadzić, tym łatwiej doimprowizowywać mi elementy, gdy gracze zaczynają eksplorować blaski i cienie scenariusza. Dlatego nie lubię sięgać po sztampowe miasteczka środkowego-wschodu, lesistego północnego-zachodu czy parnego południa USA, wolę osadzić swoją przygodę w realnie istniejącym miejscu. Tekst tyczy się oczywiście całego świata, a nie tylko USA oczywiście, USA (i Wielka Brytania oraz Polska) są dla mnie po prostu najłatwiejsze do przeczytania i wyszukania.
Moim najlepszym przyjacielem podczas poszukiwań jest Google Maps. Jest też pierwszym krokiem na mojej drodze do napisania przygody. Zazwyczaj mam już jakiś pomysł na nadnaturalny element i wtedy staram się dopasować lokalizację do pomysłu. Szukam miejsc, gdzie jest odpowiednio dużo lasów, jezioro, jakiejś skały, miejsce mniej znanej bitwy czy podrzędny uniwersytet itd, itp. Jeżeli nie mam jeszcze ogólnego pomysłu, to szukam po prostu inspirującego miejsca.
Gdy wytypuję jakieś miejsce, zaczynam krok drugi – czyli googlanie informacji, które można znaleźć o miasteczku. Pierwsza jest Wikipedia, zazwyczaj miasteczko ma jakąś nawet uproszczczoną stronę, są odnośniki do hrabstwa, okolicy, ciekawych geograficznie miejsc oraz, oczywiście, baza dalszych linków do wyszukania. Na tym poziomie już zazwyczaj wiem, czy trafiłem dobrze, czy muszę wrócić do Google Maps.
Muzeum więzienia Limestone Block w Rolla w stanie Missouri. Cała sesja, łącznie z włamaniem do tego muzeum, by porozmawiać z zamieszkującymi je duchami powstała zgodnie z opiswaną metodą.
Dalej – strona miasteczka, lokalnej policji, gazety i izby handlu. Te cztery strony (o ile istnieją, ale często tak jest) dają mi mniej więcej obraz miasta, ważnych miejsc i ludzi. Czasem jest też wersja online lokalnej gazety, czasem skany starszych materiałów – a wszystko to daje mi jakiś punkt zaczepienia dla przygody, albo sam pomysł na scenariusz. Dodatkowo czasem na tych stronach znajdują się informacje dla turystów, ulotki, gotowe opisy ciekawych miejsc, czy reklamy. Wszystko jest “prawie gotowym handoutem”, który można wydrukować i dać graczom.
Ostatnim krokiem jest znalezienie fotografii (Google Maps + strona miasteczka) lokalnego motelu, kilku knajp, posterunku policji (o ile jest), kościołów i jakichś ciekawych miejsc oraz skopiowanie mapki miejscowości. Całość daje mi “obszarowe handouty” (jak je nazywam), czyli pomoce sesyjne związane z lokacją, a nie z samą przygodą – gotowe, autentyczne miejsca, które na sesji mogę opisać albo pokazać. Jeżeli przygoda ma być silnie związana z policją, staram się wyszukać też zdjęcia lokalnych policjantów.
Z tymi informacjami mogę już cofnąć się do poziomu kreacji przygody i posplatać swój pomysł z realną lokacją (lub gdy to lokacja podrzuciła mi pomysł – rozpisać go). W ten sposób spajam fikcję z realnością i nadaję sesji ostateczny kształt. Dzięki takiemu wyszukaniu informacji mam obraz miejsca i często poboczne wątki lub motywy na sceny i scenki, które pojawią się w tle sesji. Świat nabiera trójwymiarowej głębi i kolorów.
Wyszukiwanie miasteczek bardzo pomaga mi w pisaniu sesji. Daje pożywkę dla wyobraźni i współgra z kreacją. Dzięki temu moje przygody zyskują odpowiednią dozę realizmu, by ułatwić graczom immersję ze światem. Research nie musi być zbyt głęboki, bo ma być tylko tłem dla wszystkiego, co wydarzy się dalej. Tym bardziej że gracze rzadko będą się wgłębiać mocniej, niż to jest konieczne, bo zazwyczaj ważniejsza będzie fikcja naszego głównego wątku.
Metoda ta nadaje się świetnie do wszelkich iteracji współczesnego “Zewu Cthulhu”, “Dresden Files”, “WoDa”, “Potwora Tygodnia”, a nawet, po pewnych przeróbkach, do gier postapo, czy mocniej historycznych (stosowałem ją nawet w “Vaesen”). Spróbujcie. Polecam!
Niby proste, a genialne 🙂