Nostalgia przewracania stron
Recenzja gry paragrafowej „Tragedia na Titanicu”
Autor: Szyszka
Jestem pewna, że jest takie wakacyjne wspomnienie sprzed lat, które ma każdy z nas. To stare wspomnienie, jeszcze ze szkoły podstawowej. Są w nim wakacje, jakby rozciągnięte od upału, bo między wyjazdami a powrotem do klasy pojawiły się nudne, bezczynne dni, gdy nic ciekawego nie może się wydarzyć. Spędzacie ten czas u babci, w miejscu, gdzie zapewne jest jakiś las, może rzeka, działki i domy innych babć, za to na pewno nie ma zasięgu ani nikogo w waszym wieku. Telewizor odbiera tylko podstawowe kanały, choć nie przy każdej pogodzie, zasięg telefonii komórkowej jest słaby, a internetu nie ma i nigdy nie będzie. Być może macie ze sobą komputer, jeśli to już takie czasy, lecz wówczas przekonujecie się, że nie jesteście w stanie grać całe dnie i nie robić nic innego. Chociaż przywiezione z domu książki przeczytaliście przynajmniej raz, kartkujecie je ponownie (pod paznokciami macie plamy po drylowaniu wiśni).
Zawsze myślałam, że jestem odporna na nostalgię, a jednak lektura „Tragedii na Titanicu” obudziła w mojej głowie dokładnie to wspomnienie. Licząca 130 stron książeczka to gra paragrafowa w starym stylu. I nie przesadzam tutaj używając słowa „starym”. Pierwsza książka z serii „Choose your own adventure” trafiła na półki w 1979 roku, natomiast samą „Tragedię na Titanicu” Jima Wallace’a Amerykanie mogli przeczytać już w 1996. Jak zatem bawiono się w latach dziewięćdziesiątych?
Czytało się książki skonstruowane tak, że każda strona każe na koniec czytelnikowi wybrać między dwiema możliwościami i wskazuje – zależnie od decyzji -na której stronie jest ciąg dalszy historii. W ten prosty sposób docieramy do 19 różnych zakończeń. Jeśli w tym momencie zaczęliście się zastanawiać, jak to możliwe, że historia zatonięcia „Titanica” ma tyle zakończeń, to jesteście w tym samym punkcie, w którym byłam ja, biorąc książkę do ręki. Brakuje wam tylko książki w ręku, zatem porozmawiajmy o niej jeszcze trochę.
Seria „Stwórz swoją przygodę” oryginalnie była kierowana do czytelników w wieku 9-14 lat. To tłumaczy zarówno duży druk, jak i nieskomplikowany język „Tragedii na Titanicu”. W żadnym wypadku nie jest to jednak książka dziecinna. Krótkie opisy są treściwe, a jednocześnie silnie oddziałują na wyobraźnię, jakby wręcz chciały, by dopowiadać sobie opisy i poboczne wątki. Mimo niewielkiej objętości książki, sprawdzenie wszystkich wariantów fabuły zajmuje kilkadziesiąt minut. Właśnie ilość „co by było gdybów” stanowi – obok nostalgii – najmocniejszą stronę „Tragedii na Titanicu”. Sądzę, że każdy rpgowiec doceni, jak zręcznie autor wprowadza do znanej historii drobne nowe wątki, które zupełnie zmieniają zakończenie. Dodam w tym miejscu, że zmieniają zakończenie dla naszego bohatera, sam „Titanic” zawsze tonie.
Okładkowa cena książki do niecałe dwie dychy, co wydaje mi się kwotą, którą można zapłacić za przypływ nostalgii oraz (dla chętnych) przypomnienie z podstaw tworzenia fabuły. Następnie serdecznie polecam przekazać książkę komuś młodszemu. Bratanicy, kuzynowi, dziecku znajomych. Możecie nawet powiedzieć, że to taki „Bandersnatch” z czasów, gdy Netflix był wypożyczalnią kaset. Potem czekać aż ten nieduży człowiek powróci i zapyta, czy jest więcej takich interaktywnych książek. Wówczas będziecie mogli powiedzieć „jest nawet coś lepszego” i pokażecie mu swoją półkę z rpgami. Możecie mi nie uwierzyć, ale ja w bardzo podobny sposób dowiedziałam się o istnieniu gier fabularnych. Co prawda tamta książka miała inny tytuł. Dowiedziałam się z niej, że podczas rewolucji francuskiej czerwony szalik należy pokazywać tylko odpowiednim osobom, ale to już inna historia.
Dziękujemy wydawnictwu Nowa Baśń za udostępnienie podręcznika w wersji PDF do recenzji.