UWAGA! Będą spoilery!
Zachęcony recenzjami i opiniami wielu ludzi usiadłem do Homeland, zdaniem niektórych najlepszego otwarcia tego sezonu serialowego i… zawiodłem się srodze.
Może spodziewałem się za dużo , ale fabuła bardzo mnie rozczarowała. Ot takie kolejne Lost (które posysało tak, że z trudem dobrnąłem do końca 2 sezonu) z fabułą nakręcającą się para-niedopowiedzeniami i pseudo-tajemnicami. Ileż seriali można robić na to samo kopyto ja się pytam. Tak grubych szwów na fabule i nieintersujących cliffhangerów nie widziałem od dawna. Już nawet dogorywające Desperate Housewives radziły sobie lepiej…
Fabuła? Dzielny, amerykański żołnierz wraca do domu po 8 latach więzienia przez zuych terrorystów do kochającej żony (która puszcza się z jego najlepszym przyjacielem) córki (tweetuje, bierze narkotyki i jest zbuntowana – obraz amerykańskiej młodzieży) i syna (typowy boy-scout z ulizanymi włoskami ) i chce odbudować życie rodzinne. Przeszkadza mu w tym agentka CIA (obowiązkowo z problemami osobistymi, okraszona tu dodatkowo chorobą psychiczną), która uważa go za zdrajcę i terrorystę… Fabuła jak to w serialu typu lostowego atakuje nas TAJEMNICAMI (!) i ZWROTAMI AKCJI (!) tak miejscami bezsensownymi i niespójnymi, że człowiek traci nimi zainteresowanie… Trzeba wyłączyć mózg i logiczne myślenie, wtedy od razu robi się lepiej. Moj wewnętrzny MG płakał nad zmarnowanym potencjałem…
Nie poznałbym go za cholere z tą broda |
Nie cały serial jest zły na szczęście. Ratuje go gra aktorska, a zwłaszcza trzy role. Claire Danes (Carrie Mathison – agentka CIA) jest bardzo przekonująca i realistycznie radzi sobie z prowadzeniem osobowości bipolarnej. Mandy Painkin (oficer CIA – menor Carrie) jak zwykle poradził sobie z rolą – poprowadził swoją postać dość stereotypowo, ale dołożył od siebie mnóstwo smaczków. Wisienką na torcie jest David Marciano (niezapomniany detektyw Veccio z Due South), tworzący tu świetną, choć bardzo drugoplanową rolę sidekicka Carrie (swoją drogą sceny rozgywające się pomiędzy nimi należą do aktorsko najlepszych w serialu)
Drugą rzeczą, która ratuje serial jest podjęcie tematu konfliktu amerykańsko-muzułmańskiego i pokazanie go od drugiej strony. Twórcy dalecy są od gloryfikacji terroryzmu oczywiście, ale pokazanie drugiej strony i to od amerykańskiej w sumie strony, może niektórym dać do myślenia…
Swoją drogą w tym miejscu chciałbym zboczyć nieco z tematu i napisać o czymś co przyszło mi do głowy przy okazji klepania tej recencji. W kinie amerykańskim można zauważyć, analogiczne do okresu post-wietnamskiego, próby poradzenia sobie z wojennym szokiem i z rosnącą niezgodą na zmilitaryzowaną przemoc. Dało nam to wtedy M.A.S.H, Pluton czy Czas Apokalipsy. Może i teraz (mimo ogólnego upadku kinematografii) da coś podobnie poruszającego.
Wracając i podsumowując. Czy warto obejrzeć? Trzeba zadecydować samemu. W ogólnym rozrachunku nie żałuje obejrzenia Homeland, jak już zdecydowałem się wyłączyć mózg (i wewnętrznego MG) oglądało mi się przyzwoicie i dotrwałem do końca. Czy wróce do niego za rok? Zobaczymy…
Zapraszam do polemiki w komentarzach .
Wg mnie serial trzeba obejrzeć, choćby dzięki temu, że porusza mocno aktualne problemy.
PS. Mandy z brodą też mnie zaskoczył, ale nie zmylił.
Ale od fabuły bolą zęby…