Jestem fanem czytania podręczników i czytelnych kości

Cykl „Jestem Fanem”

W cyklu Jestem Fanem dwa kolejne wpisy przeniosione z fanpage na Facebooku by uniknęły zapomnienia

Jestem fanem czytania podręczników

Lubię czytać podręczniki do RPGów. To takie moje dodatkowe hobby w hobby. Chce się dowiedzieć co “autor miał na myśli” pisząc kolejną grę, ale nie tylko. Chcę poznać styl pisania, projekt graficzny stojący za grą, a przede wszystkim to w jaki sposób gra próbuje się ze mną skomunikować i co ma do powiedzenia. Bardzo wyraźnie rozróżniam napisaną grę od tego co mogę z nią zrobić. Ważne jest dla mnie zauważenie tego co gra daje mi sama w sobie, jakie mechanizmy ułatwiają, lub urozmaicają mi granie w daną grę.

Lubie poznawać nowe mechaniki. Staram się poznać nie tylko realizacje głównego RDZENIA GRY, ale przede wszystkim rozmaite gimmicki wbudowane w mechanikę. Lubie metawaluty, atuty, zagrywki i zdolności, lubie poczytać jak wpływają na grę i relacje pomiędzy oboma stronami stołu. Lubie obserwować jak mechanika powiązana jest z settingiem, czy jest w stanie działać osobno czy raczej napisano ją jako nierozerwalną część gry. Jeżeli gra korzysta z bardziej uniwersalnych silników (2d20, PbtA, YZE) bardzo lubię obserwować jak zostały one zaimplementowane, jakie mechanizmy przerobiono by pasowały do gry, a jakie elementy rdzenia pozostają niezmienione. Często zastanawiam się co z uniwersalnych gimmicków mogę podkraść.

Ważną częścią jest też dla mnie tworzenie postaci – to czy są one w jakikolwiek sposób zbalansowane i jak wielki wpływ ma gracz na ostateczny kształt swojego bohatera. Jak gra na tym etapie wspiera jednostrzały (czy jest możliwość szybkiego wyplucia postaci) a jak długie kampania (czy postacie mogą dostać od gry backstory i jak ono wiąże się z całością)

Coraz rzadziej fascynują mnie nowe settingi. Niestety często wąska jest ścieżka między czymś odkrywczym a kolejnym HEARTBREAKEREM, dlatego relatywnie rzadko sięgam bo gry fantasy, steampunka lub współczesne urban fantasy, niewiele tam zwykle nowatorstwa, ciekawiej dla prezentują się SFy, czy coraz chętniej eksplorowane gunpowder fantasy, dieselpunki czy konwencje weird, ale w większości settingi są one do siebie albo podobne albo mieszczą się w setce innych

Najbardziej lubię jednak ROZDZIAŁY O PROWADZENIU. To one mówią mi najwięcej o autorze i o tym co chce przekazać potencjalnemu MG czytającemu ten rozdział. To bardzo często poznawanie zupełnie innych szkół prowadzenia, albo przynajmniej nieznanych mi narzędzi warsztatowych. Czasem jest to mówienie wprost oczywistości warsztatowych (co samo w sobie cenię bardzo bo co innego stosować jakiejś narzędzie, a co innego o nim przeczytać) Z każdego podręcznika wychodzę nowym MG. Każdy podręcznik mnie czegoś uczy, daje mi lepsze rozeznanie w tym co i jak działa. Nie czyta poradników, czytam podręczniki.

Rzadko niestety sięgam po tak zwane gry INDIE. Obiecuję sobie oczywiście, że kiedyś się za nie zabiorę, ale stosik hańby z innymi rpgami rośnie zamiast maleć. Jako RPGowca bardzo mnie one bardzo fascynują, zwłaszcza jeżeli chodzi o nowatorskie rozwiązania dialogu człowieka i gry. Bardzo lubię obserwować, które z indiańskich rozwiązań lądują w mainstreamie.

Doskonale zdaje sobie sprawę, że poprowadzenia sesji wystarczy grupa ludzi i motywacja. Karty postaci można zrobić na pudełko od pizzy (been there, done that). Wiem, że jeżeli nasze reguły stołu mówią tak, a nie inaczej to możemy zagrać sesję dowolnie. Rezygnowanie jednak z czytanie podręczników i ich stosowania to moim zdaniem błąd. Zamykamy się w ten sposób na inne punkty widzenia zarówno mechanicznego jak i sesjotwórczego i skupiamy się na “mojszyzmach”, co często może prowadzić do skamienienia poglądów.

Nie twierdze, że czytanie podręczników jest uniwersalną droga do rozwoju RPGowego, mnie rozwija i dla mnie jest ważną częścią bycia RPGowcem. Spróbujcie sięgnąć do nowych gier, zwłaszcza tych dalszych od tego co znacie. Popatrzcie jakie są inne punkty widzenia na rozrywkę a zrozumiecie dlaczego JESTEM FANEM CZYTANIA PODRĘCZNIKÓW.

Jestem fanem czytelnych kości

Czy prowadzę czy gram jestem fanem czytelnych kości. Jednokolorowych, albo przynajmniej takich z bardzo wyraźnym kontrastem pomiędzy kolorem kości a cyfry. Kość ma się dać odczytać bardzo szybko, specjalnego kombinowania “co autor miał na myśli”.

Lubię jak gracz wie co i jak odczytać żeby podać finalny wynik rzutu, tak bym nie musiał patrzeć na drugą stronę stołu. Ufam moim graczom, że zrobią to jak trzeba, w końcu oszukiwanie na kościach to oszukiwanie samego siebie i ludzi z którymi lubisz spędzać czas.

Lubie kości z dziwnymi znaczkami – takie, które ma Genesys, L5K (w piątej odsłonie), Star Wars. Po przyzwyczajeniu się (zazwyczaj po jakichś 3-4 rzutach) czyta je się znacznie szybciej niż tradycyjne cyfrowe. Kiedyś myślałem, że to po prostu sposób na wyciągnięcie więcej pieniędzy od fanów gry. Potem zagrałem na korzystając z narrative dice i zobaczyłem jak bardzo to działa. Wyniki odczytuje się szybciej i efektywniej.

Zdarza mi się prowadzić przy świecach (tak wiem – edgy). Wtedy czytelne kości są nieodzowne. Mniej światła i ograniczona widoczność same w sobie wydłużają proces odczytywania rzutu. A jeżeli gracz rzuca wymyślnymi “kostkami z elfimi listkami (popatrz jakie ładne)” i cienie grające na grawerach utrudniają mu odczytanie cyfr to krew mnie zalewa.

Analiza wyników kości (jeszcze nie interpretacja – ale samo zliczanie wyników) może zabrać spory kawałek sesji. Drobnymi gryzkami, ale dość nieustannie. Zrezygnowałem w dużej mierze z gry na mechanikach, które wymuszają dodawanie liczb na kościach (chyba że tak trywialne jak w PbtA) oraz gier z masą z modyfikatorów – wybieram proste “roll under” czy “roll over” lub te ze zliczaniem sukcesów by ograniczyć marnowanie czasu na analizę. Podobnie często korzystam z zasad w stylu “Say YES,BUT or roll” (o ile gra na to pozwala, ale większość tego w co obecnie gram w ten czy w inny sposób inkorporuję tę zasadę). Dzięki temu redukuje mechanikę do ciekawych rzutów i ich interpretacji.
To, że JESTEM FANEM CZYTELNYCH KOŚCI pomaga mi być lepszym MG…