Trzy wyprawy Theo Schreibera

Recenzja podręcznika “Imperial Zoo”

Autor: Jaxa

Bestiariusze to jedne z istotniejszych podręczników w każdej linii wydawniczej. Są potrzebne zwłaszcza w grach, w których walka ma duże znaczenie. W podręczniku podstawowym znajdziemy zwykle niezbędne minimum pozwalające rozpocząć grę, lecz dopiero dedykowany podręcznik naprawdę pozwala grze rozwinąć skrzydła i dać prowadzącym paliwo do projektowania kolejnych starć.
Niedawno o bestiariusz noszący tytuł “Imperial Zoo” wzbogaciła się czwarta edycja “Warhammera”. Jeżeli zastanawiacie się jak autorom najnowszego “Młotka” wyszło projektowanie menażerii, zapraszam do lektury dzisiejszego materiału.

Przy okazji zachęcam też do lektury recenzji innych podręczników do “Warhammera”, czyli “Archives of the Empire” (część pierwsza i druga), przewodników po Altdorfie i Middenheim oraz “Zestawu Startowego”.
Przy okazji warto też zajrzeć do materiałów poświęconych czwartoedycyjnej wersji kampanii “Wewnętrzny wróg”, czyli tekstów opisujących “Wroga w Cieniach”, “Death on Reik”, “Power Behind the Throne” (kampania i niezbędnik), “The Horned Rat” (kampania i niezbędnik) oraz “Empire in Ruins” (kampania i niezbędnik)

“Imperial Zoo” to podręcznik jak na bestiariusz dość niezwykły. Autorzy zdecydowali się postawić nie na ilość opisanych stworów, ale na jakość ich opisania. Całość podręcznika jest stylizowana na dzieło naukowe napisane w świecie gry przez badacza Theodosiusa Schreibera, który został wynajęty przez Cesarskie Zoo, by odbyć wyprawę po Starym Świecie i opisać różne stworzenia i potwory je zamieszkujące. Pełną zahaczek historię ekspedycji uzupełniają mechaniki i statbloki opisywanych istot oraz obszerny rozdział poświęcony ingrediencjom pozyskiwanym z ich zwłok oraz alchemicznym dekoktom i magicznym przedmiotom owe składniki wykorzystującym.

Wszystkie wyprawy Theo Schreibera zaczynają się w Altdorfie, jednak biegną w zgoła różnych kierunkach. Pierwsza opisuje zachód i północ, gdyż badacz dociera do Gór Krańca Świata i odległego Karak Kadrin. Druga to wyprawa na zachód, najpierw na bagna Reiku, a potem do Bretonii i przez Przełęcz Uderzającego Topora z powrotem do Wheburga. Trzecia to natomiast ekspedycja na południe przez Karak Hirn i Złe Ziemie do Remas i Tobaro.

Schreiber nie podróżuje oczywiście sam i w jego wyprawach towarzyszy mu piątka poszukiwaczy przygód, którzy nie tylko mają mu służyć zbrojnym ramieniem, ale również swoją niepoślednią wiedzą. Są to artysta i pół krwi tehmeńczyk Erich Massenbach, krasnoludzka aptekarka Jorunn Gromsdottir, eonirski łowca z Laurelornu Lynathryn Nightsong, gladiator o kislevskich korzeniach Vasya Ghorshkov i czarodziejka z Kolegium Jadeitu Kistiane Brockdorf.
Autorzy podręcznika bardzo sprytnie wykorzystują tę piątkę, by pokazać różne perspektywy dotyczące opisywanych potworów. Tak więc przy każdym prawie opisie stwora poza słowami Schreibera znajdzie się również jeden lub więcej fragmentów dorzuconych przez jego towarzyszy. Moim zdaniem czyni to całość o wiele ciekawszą i bardziej pomysłogenną.
Każdy taki kawałek oznaczony jest osobistą pieczęcią kompana i napisany dobranym pod postać charakterem pisma. Samo w sobie jest to bardzo klimatyczne, jednak niektóre dobrane fonty są o wiele mniej czytelne od innych. Niejednokrotnie zdarzyło mi się więc w trakcie lektury przeklejać ramki Massenbacha do Notatnika, by spokojnie rozczytać ich treść.
Przy okazji pisania o towarzyszach Schreibera warto też wspomnieć, że w podręczniku znajdziemy gotowe karty postaci całej grupy jako początkujących bohaterów graczy. Doskonale zdaję sobie sprawę, że niewielu rpgowców lubi granie narzuconymi postaciami, ale cała szóstka protagonistów “Imperial Zoo” jest naprawdę fajnie zaprojektowana i szczerze mówiąc chętnie zagrałbym każdym z nich. Jeżeli nie macie pomysłu na postać, albo potrzebujecie gotowców do jednostrzała to zdecydowanie warto się nimi zainteresować.

W samym bestiariuszu znajdziemy bardzo szeroki wachlarz stworów. W znakomitej większości są to różnego typu bestie, ale znajdziemy również kilka humanoidów. Część z opisanych istot to nieśmiertelne klasyki i starzy znajomi, inne to potwory pojawiające się w źródłach niezwykle rzadko. Z jednej strony mamy więc ameby, zębacze, chimery i gryfy, a z drugiej – mroczne pegazy, nocnokruki oraz tregary, czyli skavenożerne owady. Każda z istot opatrzona jest fabularyzowanym opisem, który bez większego trudu stać się może kanwą jednej lub kilku przygód. Dodatkowo przy opisach wielu typów potworów znajdziemy historie dotyczące konkretnych, bardziej niebezpiecznych osobników. Co ważne, ma to także odzwierciedlenie w statblokach i bardzo często obok ramki ze współczynnikami typowego przedstawiciela jakiegoś gatunku mamy również tabelkę z parametrami wspomnianego w teście “twardziela” i muszę przyznać, że niektóre z “nasterydowanych” bestii są w stanie poszarpać nawet całkiem doświadczoną drużynę, tak więc polowanie na nie będzie musiało być czymś więcej niż prostym bojem spotkaniowym.
Jeżeli miałbym wymienić moich ulubieńców, to będą to pijawki kameleonowe (Chameleoleech), wilkoskóry (Skin Wolf) oraz Halagrundsor Straszliwy. Pierwsze z tych stworzeń to pijawki potrafiące tworzyć przekonujące halucynacje, by zwabić ofiary i się nimi pożywić. Samo w sobie czyni to z nich ciekawe “przeszkadzajki” podczas chodzenia po bagnach, jednak to, co mnie naprawdę zainteresowało to fakt, że kilka grup przestępczych produkuje z nich narkotyki. Daje to wiele ciekawych możliwości na wykorzystanie ich w miejskich przygodach, od melin, gdzie są one hodowane na zwierzętach lub wrogach danego gangu, przez wykorzystywanie ich w celu wyciągnięcia informacji po kulty Slaanesha, korzystające z nich, aby uzyskać przyjemne wizje. Wilkoskóry to wilkołakowate stwory chaosu, plugawe wersje Dzieci Ulryka, których przemiana czyni z nich prawdziwie krwiożercze potwory. Doskonale nadają się do przeniesienia do “Warhammera” tych paskudniejszych legend o wilkołakach, takich jak historia o bestii z Gévaudan. Ostatni z moich ulubieńców do gigant z Gór Krańca Świata. Halagrundsor to pijak i najemnik, który zawarł pakt z lokalnymi kupcami i w zamian za gorzałę ochrania przełęcz przed zielonoskórymi (i przy okazji nie rusza przechodzących karawan). Bardzo pocieszny osobnik, z którego bez trudu można zrobić sojusznika drużny i chwilę radosnego oddechu w “ponurym świecie niebezpiecznych przygód”.

Warto też wspomnieć o dość specyficznej szacie graficznej podręcznika. Ilustracje w “Imperial Zoo” w domyśle rysowane są przez Ericha Massenbacha i mają przystawać do konwencji księgi wewnątrz świata. Dlatego wizualna strona podręcznika bardzo różni się od innych dodatków do “Warhammera”. Powoduje to, że “Imperial Zoo” jest bardzo specyficzne i zdaniem niektórych brzydkie. Mnie grafiki w podręczniku i dizajn całości całkiem się podobają i nawet te, których estetyka nie odpowiada moim gustom (jak na przykład Preyton) pasują do konwencji, jaką przyjmuje dodatek.

Poza opisami przeróżnych stworów znajdziemy też w tekście “Imperial Zoo” sporo uwag dotyczących miejsc odwiedzanych przez wyprawę Schreibera. Dowiemy się co nieco między innymi na temat Karak Hirn oraz topografii, wyglądu, kultury i ustroju politycznego Remas i Tobaro. Całość jest o tyle cenna, ze naprawę niewiele wiemy o Tilei. O ile Tobaro doczekało się swojego opisu w “The WFRP Companion”, to większość wzmianek dotyczących Remas pochodziło do tej pory z bitewniakowego “Dogs of War” i cyklu powieści “Brunner the Bounty Hunter”. Cieszę się więc, że “czwórdycja” ma choćby zalążek własnego kanonu dotyczącego Tilei, z którego możemy korzystać na sesjach. To, co znajdziemy w “Imperial Zoo” nie wystarczy oczywiście, by bez znacznego wkładu pracy własnej prowadzić sesje na terenach należacych do południowego sąsiada Imperium, ale jest tych informacji wystarczająco wiele, by z jednej strony stanowić fundament dla własnych rozważań dotyczących Tilei, a z drugiej dać fajne tło dla powiązanych z nią przygód w Imperium.

Podręcznik uzupełniają materiały z mechaniką dotyczącą wyceny składników pozyskiwanych z upolowanych stworzeń oraz powiązane z tymi ingrediencjami alchemiczne eliksiry i magiczne przedmioty. W części dotyczącej wyceny znajdziemy zarówno zasady ogólne, które możemy zastosować do dowolnych stworów zamieszkujących świat “Warhammera”, jak i tabelę z wyceną składników pochodzących z istot z podręcznika “Imperial Zoo”. Wartość, jaką wycięty kawałek potwora osiąga na wolnym rynku zależna jest od częstotliwości jego występowania, tego jak jest on niebezpieczny oraz oczywiście stanu, w jakim go dostarczymy. Dodatkowo to ile zarobimy zależy też od rozmiaru samego stworzenia oraz od tego czy wiemy co wyciąć. Całość rozpisana jest wiarygodnie, sensownie i może stanowić dla drużny w niektórych okolicznościach źródło całkiem niezłego zarobku. Szkoda tylko, że zabrakło w “Imperial Zoo” tabeli z częstotliwością występowania i poziomem zagrożenia stworów, chociażby z podstawki. Bardzo ułatwiłoby to pracę prowadzącym wycenę potencjalnego zysku drużny.

Wśród opisanych dekoktów znajdziemy zarówno klasyczne trucizny, narkotyki czy środki medyczne, jak i całkiem sporo mniej typowych eliksirów, które można kreatywnie wykorzystać na wiele sposobów. Moim ulubieńcem jest tu Kuźniowa Osłona (Forge Shield), czyli maść dająca sporą odporność na ogień i wysoką temperaturę, która może być przydatna zarówno w walce ze smokiem, jak i podczas precyzyjnej pracy metalurgów i hutników.
Jeżeli chodzi o magiczny sprzęt, bardzo podoba mi się zbroja z pancerza lewiatana. Nie jest może ona jakoś mocno przepakowana mechanicznie, ale raduje mnie niezmiernie idea rycerza w pancerzu z chityny albo węglanu wapnia. Bardzo klimatyczny (choć nieco obrzydliwy) jest również puchar wykonany z czaszki istoty z Martwego Lasu, który pozwala obcować z duchami. Całość magicznych utensyliów jest ciekawą mieszanką makgafinów i przedmiotów przydatnych choć niebezpiecznych.

“Imperial Zoo” daje nam podstawę pod przygotowanie kampanii i przygód związanych z łowami na różnego typu stwory. Możemy z tego zrobić zarówno historię o specjalistach od pozyskiwania ingrediencji, jak i wpleść łowy w inne historie, wykorzystując alchemiczne dekokty i magiczne przedmioty jako makgafiny. Bez trudu jestem sobie w stanie wyobrazić historię o bogatym kupcu, który chce jeszcze raz porozmawiać ze zmarłą żoną i potrzebuje to tego wspomnianego wyżej pucharu albo o drużynie polującej na strasznopaszcza (dreadmaw), by dostarczyć Kuźniową Osłonę dla młodego krasnoluda szykującego wyjątkowo trudny majstersztyk.

Najfajniejsze jednak byłoby dla mnie stworzenie drużyny łowców łapiących dla Cesarskiego Zoo różne okazy żywcem. Wychowałem się na serii książek Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego na różnych kontynentach i idea przełożenia tego na uniwersum “Warhammera” wydaje mi się szczególnie bliskim sercu pomysłem. Oczami wyobraźni widzę kampanię o wyprawie do Lustrii, by złapać dla zoo karnozaury i stegadony.

Rzecz, która najbardziej spodobała mi się w “Imperial Zoo” to fabuła podręcznika. Pod różnego typu bestiami, ich statblokami i górą nowego, nietypowego sprzętu ukryta jest wspaniała i tragiczna historia szóstki poszukiwaczy przygód, którzy wykonując swe niezwykłe, choć zupełnie nieepickie zadanie, przewędrowali spory kawałek świata. Między wierszami ukryty jest potężny ładunek emocji i fantastyczne relacje między grupą bliskich sobie ludzi. Olbrzymią przyjemność sprawiło mi poznanie ich historii, która pozwoliła mi zobaczyć nieco inne oblicze “Warhammera”.

“Imperial Zoo” to podręcznik niezwykły i w wielu miejscach bardzo różny od pozostałych dodatków z linii czwartej edycji. Arcyciekawa koncepcja i spójna z nią warstwa wizualna sprawiły, że czytanie go było prawdziwą przyjemnością. Dzięki naprawdę udanej fabularyzacji pozwala on zobaczyć Stary Świat oczami jego mieszkańców, a jednocześnie pozostaje rzetelnym podręcznikiem do RPGa. Moim zdaniem, to jeden z najlepszych, obok “Archives of the Empire”, podręczników do czwartej edycji “Warhammera” i już dawno żaden “Warhammer” nie sprawił mi tyle frajdy podczas lektury. Serdecznie polecam.

Warto przeczytać

Nowy, lepszy młot bojowy!

Recenzja gry „Warhammer” 4 edycja

Varia Imperialis

Recenzja podręcznika “Archives of the Empire, vol I”

Mieszkańcy Davokaru

Recenzja podręcznika “Symbaroum: Monster Codex”