Czterej pancerni i snotling
Recenzja broszury “The Emperor’s Wrath”
Autor: Jaxa
Wczoraj miała miejsce premiera podręcznika “Winds of Magic”, czyli kolejnego dużego dodatku do czwartej edycji “Warhammera”. Recenzja powinna ukazać się w przeciągu najbliższych tygodni, jednak nim to nastąpi, przygotowałem dla was dwa mniejsze teksty poświęcone broszurowym dodatkom, które ukazały się w ostatnim czasie.
Dziś zapraszam was do lektury pierwszego z nich!
Przed wami “The Emperor’s Wrath”.
Jeżeli interesuje was “Warhammer”, to zapraszam was do lektury alchemicznego działu poświęconego temu tytułowi. Moim zdaniem szczególnie warto zainteresować się artykułami poświęconymi obu częściom “Archives of the Empire” (część pierwsza i część druga), “Imperial Zoo” i “Up in Arms”.
Przygoda “The Emperor’s Wrath”
Poszukiwacze przygód zostają wynajęci przez emerytowanego oficera, Ludwiga von Uberdorfa, by odnaleźć zaginiony czołg parowy “Gniew Cesarza”. Maszyna została dwa tygodnie wcześniej wysłana przez reiksmarszałka na północ, by pomóc grafowi Toddbringerowi w walce ze zwierzoludźmi, jednak, jak się łatwo domyślić, nie dotarła do celu. Von Uberdorf, który całkiem niedawno jeszcze dowodził “Gniewem Cesarza”, zna i lubi załogę czołgu i nie wierzy w prostą samowolkę, ale ma wrażenie, że stało się coś gorszego.
Zachęcona sowitą zapłatą (2 korony na głowę!!!) drużyna rusza na północ bardzo widocznymi śladami cudu imperialnej techniki.
Spoilery - czytasz na własną odpowiedzialność
Nadzieje von Uberdorfa okazują się płonne, a zniknięcie “Gniewu Cesarza” jest jednak samowolką, gdyż załoga czołgu po drodze postanowiła wykonać “zadanie poboczne”. Podczas podróży na północ od poznanej w karczmie dezerterki czołgiści dowiedzieli się o grupie całkiem bogatych najemników okupujących wioskę z grubsza na trasie ich przejazdu. Postanowili więc nieco zboczyć z kursu, uwolnić wieśniaków i solidnie się obłowić. Pechowo jednak wybrany skrót okazał się bagnistą pułapką, w której czołg ugrzązł, a załoga okazała się zbyt mała, by poradzić sobie samodzielnie. Na domiar złego bagnisko roi się od nieumarłych czekających tylko, by przyjąć dzielnych czołgistów do swojego grona.
Drużynę czeka więc najpierw uwolnienie czołgu, potem walka z nieumarłymi, a na koniec (o ile nie wymyślą czegoś innego) starcie z najemnikami okupującymi wioskę.
Scenariusz “The Emperor’s Wrath” to moim zdaniem kawał naprawdę ciekawie napisanego jednostrzała. Przygoda jest dość krótka, większości drużyn ukończenie jej nie powinno zająć więcej niż jedną sesję. Jego główna linia fabularna jest dość liniowa, ale konkretne wydarzenia zależą od decyzji i rzutów drużyny. Na pochwałę zasługuje na pewno samo rozpisanie scenariusza, który całkiem nieźle analizuje (i mechanizuje) różne podejścia, jakie mogą przyjąć gracze podczas gry, co znacznie ułatwia prowadzącemu pracę.
Sama fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa, ale bardzo sympatyczna i dość, jak na “Warhammera”, pozytywna i cóż.. szlachetna. Mimo tego znajdziemy w niej pewne dylematy moralne, które, jeżeli tylko prowadzący dobrze zrobi swoją robotę, mogą postawić postacie przed całkiem ciekawymi wyborami. [SPOILER] Więcej jednak będzie tu taplania się w prawdziwym bagnie, a nie tym moralnym. [SPOILER] Dodatkowym atutem jest tu również zabawa popkulturowymi kliszami. Czytając przygodę, miałem spory ubaw, zauważając nawiązania do klasycznych filmów wojennych z udziałem czołgów.
Bardzo podobają mi się też bohaterowie niezależni. Nie są oni jakoś specjalnie trójwymiarowi, ale każdy z nich dodaje do przygody i jej fabuły coś ciekawego od siebie, a ich motywacje są fajnie ugruntowane w całości historii.
Największym atutem przygody jest jednak, wybaczcie tu maleńki spoiler, możliwość pojeżdżenia czołgiem parowym i postrzelania z jego budzącego respekt uzbrojenia. Nie przypominam sobie oficjalnego gotowca, w którym byłaby możliwość poprowadzenia tego stalowego potwora. I samo to jest warte tego, by siąść do “The Emperor’s Wrath”.
Broń pancerna i jej zasady
Czołgi parowe zostały zaprojektowane przed pięciuset laty przez genialnego konstruktowa i twórcę Cesarskiej Szkoły Inżynieryjnej – Leonardo di Milagriano. Tileańczyk zbudował ich podówczas dwanaście i nikomu później (mimo wielokrotnych prób) nie udało się odtworzyć jego projektu. Obecne działa już tylko osiem z nich, a szczątki pozostałych czterech regularnie poddawane są badaniom i chronione na równi z cesarskim skarbcem. Dlatego też zniknięcie lub zaginięcie któregokolwiek jest tragedią, a odszukanie – choćby wraku – to sprawa najwyższej wagi.
Broszura “The Emperor’s Wrath” traktuje czołgi parowe bardzo kompleksowo, podejmując kwestie zarówno fluffu, jak i mechaniki. Znajdziemy w niej opisy wszystkich ośmiu behemotów wraz z ich uzbrojeniem i dowódcami. Mimo że mają one tylko po akapicie długości, pozwalają łatwo umieścić poszczególne czołgi na mapie Imperium i oczywiście wpleść je w nasze przygody.
Jeżeli chodzi natomiast o nowe zasady, to można je podzielić na trzy sekcje: prowadzenie i walka, starcie z czołgiem oraz uzbrojenie i modyfikowanie.
Mechanika wyszczególnia w pojeździe trzy stanowiska: kierowcę, działonowego i mechanika. Każde stanowisko może zadziałać raz w turze walki (choć każda broń może strzelać indywidualnie) i, jeżeli obsługuje je więcej niż jedna osoba, to po prostu “nadmiarowcy” liczeni są jako pomoc.
Najważniejsze dla działania czołgu są Punkty Pary. Ich zasób budowany jest przez mechanika, a pozostałe stanowiska korzystają z niego, by działać. Typowy bojler czołgu może przechowywać 10 Punktów Pary, jednak maksymalna ich wartość będzie zmieniać się wraz z kolejnymi usterkami (mishaps), które czołg będzie łapać. Przydarzają się one dość często, bo powodują je nie tylko obrażenia otrzymywane przez pojazd, ale również przekraczanie pojemności bojlera i spadnięcie punktów pary do zera. Łatwo jest się więc domyślić, że rola mechanika i wysoki poziom umiejętności Rzemiosło (Inżynieria) jest w walce kluczowa.
Sam czołg parowy to prawdziwy potwór. Jego uzbrojenie zadaje przerażające obrażenia, nie mówiąc już o taranowaniu. Ma też gruby pancerz i jest w stanie przyjąć naprawde solidne obrażenia. Jest więc prawdziwym królem pola bitwy, mogącym sobie bez trudu poradzić z hordami wrogów lub takimi przyjemniaczkami jak mantikora czy gigant.
Samo uzbrojenie jest zróżnicowane. Mamy tu potężne parowe armaty, trójlufowe helblastery i kilka mniejszych “spluwaczek”, które można zamontować na wieży. Warto tu też zauważyć, że artyleria korzysta z zasad z “Up in Arms”, które jednak powtórzone są w broszurze dla tych, którzy nie kupili jeszcze tego “wojskowego” dodatku.
Niestety same możliwości rozbudowy czołgu są niewielkie i poza przezbrojeniem możemy co najwyżej zmodyfikować bojler. Pozostaje mieć nadzieję, że “gdzieś kiedyś” pojawi się ich więcej.
Czołgi parowe to naprawdę fajne maszyny i prawdziwi tytani pola walki. Korzystając z zasad z broszury można je bez trudu wykorzystać na swoich sesjach – zarówno jako sojuszników, jak i wrogów drużyny. Można także pokusić się o przygotowanie kampanii z czołgistami w roli głównej i zaliczyć jakiś ciekawy szlak bojowy.
Podsumowanie
“The Emperor’s Wrath” to najciekawsza chyba z broszurowych przygód do czwartej edycji “Warhammera”, jakie miałem okazje czytać. Ciekawa jest tu zarówno sama przygoda, jak i dodatkowe zasady dotyczące czołgów. Jedyne, czego żałuję to fakt, że mechaniki te, jeżeli pojawią się tylko tutaj, mogą zaginąć w pomroce dziejów albo po prostu umknąć większości graczy. Doskonale rozumiem, że obsługa czołgu w “Warhammerze” to nisza w niszy, ale wychowałem się na “Czterech pancernych i psie” i czołgi mają poczesne miejsce w moim sercu.
Tak czy inaczej, moim zdaniem warto wyłożyć kilka dolków i kupić ten dodatek, gdyż graczom zapewnicie naprawdę całkiem przyzwoitą przygodę, a sobie zbiór zasad, które mogą się wam przydać.
Dzięki i… “Do wozu!”.
Dziękuje wydawnictwu Cubicle 7 Entertainment za udostępnienie podręcznika w wersji PDF do recenzji.
Warto przeczytać
Nowy, lepszy młot bojowy!
Recenzja gry „Warhammer” 4 edycja
Psy wojny
Recenzja podręcznika “Up in Arms”
Trzy wyprawy Theo Schreibera
Recenzja podręcznika „Imperial Zoo”
Co ciekawe, scenariusz używa tu interesującego określenia “warrior-investigator”, co bardzo szanuję, bo przygoda mówi otwarcie kim tak naprawdę są postacie w “Młotku”.
Generalnie jednak czołgi nie są zbyt szybkie (chyba, że wydamy dużo pary) i mam wrażenie, że ucieczka przed nimi przypomina trochę scenę z filmu “Deadpool”, gdy główny bohater próbował rozjechać złola rolbą.