Plugastwa i Potwory

Recenzja podręcznika “Dragonbane: Bestiary”

Autor: Jaxa

Drakar och Demoner” to jeden z najstarszych europejskich systemów RPG. Doczekał się dziesięciu edycji, a w Skandynawii zyskał bez dwóch zdań status tytułu kultowego. Najnowsza edycja tej gry, czyli “Dragonbane”, to system bez dwóch zdań godny swych poprzedników. Tytuł ten sięga zarówno po rozwiązania nowoczesne, jak i te rodem z początków historii gier fabularnych, tworząc sprawnie działającą mieszankę mechaniki i klimatu. Gra znalazła spore grono odbiorców i została bardzo ciepło przyjęta. Nic więc dziwnego, że Free League Publishing kuje żelazo, póki gorące i po pudełkowym wydaniu podstawowym serwuje nam dwa kolejne podręczniki – przebudowaną nieco podstawkę (z nową przygodą) oraz bestiariusz, który ma rozbudować dość ubogą bazę potworów, jaką dotąd oferowała gra. To właśnie o tym drugim dodatku, czyli “Dragonbane: Bestiary”, chciałbym dziś napisać nieco więcej.
Zapraszam do lektury!

Jeżeli interesuje was “Dragonbane”, zapraszam do lektury dwuczęściowego materiału na temat tej gry (część pierwsza i część druga) oraz tekstu, w którym pochylam się bardziej nad historią “Drakar och Demoner”.
Przy okazji zachęcam też do zapoznania się z materiałami poświęconymi systemom w nieco podobnym klimacie jak “Dragonbane”, czyli “Forbidden Lands” (i “Bestriariusz” do niego), “Wyprawa za mur”. „Zaginione światy” oraz “Warlock”.

Dragonbane: Bestiary” to liczący półtorej setki stron podręcznik, w którym znajdziemy nie tylko opisy kilkudziesięciu nowych potworów, ale także dziewięć nowych (choć nieco dziwnych) grywalnych ras, a także pomysły na przygody oraz zdarzenia losowe.

Kilka słów o walce z potworami w “Dragonbane”

Na początek warto przypomnieć jak w “Dragonbane” działają starcia z antagonistami. Gra, w dużym uproszczeniu, dzieli przeciwników na dwa typy: zwyklaków i potwory. Walka z tymi zwykłymi (czyli z humanoidami i zwyczajnymi zwierzętami) odbywa się dość podobnie jak w wielu innych RPGach, czyli mają oni swoje statystyki podobne do tych, które mają postacie graczy i muszą nas trafić, żeby zadać obrażenia. Możemy co prawda stworzyć całkiem potężnych tubrozłoli (nazywanych w grze bossami) wyposażonych w zaklęcia, talenty i magiczne przedmioty, ale walka z nimi nadal będzie w dużej mierze “konwencjonalna”.
Potwory natomiast działają nieco inaczej. Ich statbloki ograniczają się do pięciu cech, z których najważniejsze są Zajadłość (Ferocity, czyli ilość ataków w turze), Pancerz i Punkty Życia. Dodatkowo każdy potwór ma także tabelę z sześcioma różnymi atakami, które może wykonać w turze, a które MG losuje i wybiera w trakcie starcia. Kolejną, najważniejszą chyba różnicą między “zwyklakami” a potworami jest fakt, że ten drugi typ przeciwników zawsze trafia i nie musi wykonywać żadnego testu, by skrzywdzić bohatera. Takiego ataku można oczywiście spróbować uniknąć (co zwykle kosztuje nas cenną akcję), ale z dwóch rzutów oddzielających nas od łomotu robi się jeden. Powoduje to, że walka z potworami zawsze jest większym wyzwaniem niż starcie ze zwykłymi przeciwnikami. Większość ataków nie jest co prawda w stanie zabić “na jeden strzał” zdrowej postaci, ale kilka pechowych rzutów potrafi zmienić zwycięstwo w sromotną klęskę.

Podręcznik “Dragonbane: Bestiary” zaprojektowano naprawdę bardzo ciekawie. Spora część jego zawartości napisana jest z poziomu świata i przedstawiona jest czytelnikowi jako zapiski Theodory Sneezlewort, halflińskiej badaczki, która wraz ze swoimi towarzyszami; krasnoludzkim wojownikiem (i artystą) Brasimorem Gallą, elementalistą Virdalem i niezależną przedsiębiorczynią Kvalką zwiedziła cały świat, badając zamieszkujące go istoty.
Każdy z wpisów dotyczących istot zamieszkujących uniwersum składa się z tych samych pięciu sekcji: cytatu z jednego z mieszkańców tego świata, który dzieli się swoimi uwagami na temat danego stworzenia, fragmentu książki Teodory, zdarzenia losowego związanego z opisywanym potworem, kilkuzdaniowej zajawki przygody oraz samego mechanicznego statbloka. Taka formuła (choć nie odkrywcza, bo sięgało po nią w przeszłości co najmniej kilka innych bestiariuszy) jest zawsze bardzo pomysłogenna, a przy okazji przyjaźniejsza dla kreatywnych prowadzących niż typowe podręcznikowe wpisy. Wstawki z wnętrza świata to materiał idealny, bo z jednej strony jest to gotowy handout, który po odpowiednim opracowaniu graficznym możemy wręczyć graczom, a także otwarte zaproszenie do modyfikacji – w końcu uczeni czasem się mylą, a zebrane przez nich fakty mogą nie być warte funta kłaków. To też, w ostateczności, bardzo dobra “pała” na graczy, którzy lubią czytać podręczniki, by być cwańszymi od swojego prowadzącego.

Cytaty otwierające każdy z wpisów to prawdziwe mistrzostwo. Pisząc je, autorzy za każdym razem bawią się konwencją, popisują elokwencją i złośliwym poczuciem humoru. Praktycznie przy każdym cytacie najpierw parskałem śmiechem, potem odczytywałem nawiązania, by w końcu wyciągnąć z niego przyjemnie zaszyte pomysły na różne wariackie zabawy z poszczególnymi potworami. Szczególnie do serca przypadły mi pomysły na auszpik z ameby, mag pieklący się, że chimera to projekt od podstaw głupi, farmer, który chce wymienić swoich pracowników na tańsze w eksploatacji szkielety, satyrze wino, które okazuje się mocno zdradliwe oraz fakt, że łabędzie panny (Swan maiden) to efekt mrocznych paktów i że każda myśląca osoba zauważy to od razu! Dodatkowo w cytatach często ukrywają dziwaczne i dalekie od oczywistych sposoby na pokonanie potwora. Oczywiście mogą być one tylko jakąś dziwaczną “mądrością ludową” (jak modlitwa do jednego z bogów, by hydrze nie odrosła głowa), ale prowadzący może z nich skorzystać, by uczynić starcie z potworem mniej szablonowym.

Bardzo dobrze prezentują się także wszystkie zajawki i zdarzenia losowe. Autorzy “Dragonbane: Bestiary” starają się w nich żonglować zarówno klasycznymi motywami, czy dylematami moralnymi, jak i scenami wybitnie niespodziewanymi. Napotkani przypadkiem bohaterowie tego podręcznika rzadko są ordynarnie agresywni, częściej przechodzą obok, zajmują się swoimi sprawami (na przykład pochłaniają swoją poprzednią ofiarę), a nawet po prostu potrzebują pomocy. W wypadku spotkań losowych autorzy podręcznika zwykle starają się podpuścić graczy (na przykład podczas spotkania z hydrą jej głowy wynurzają się z wody i obserwują kompanię, ale jeżeli stwór nie zostanie zaatakowany, to zostawi on drużynę w spokoju, szukając łatwiejszej ofiary), stworzyć jakąś klimatyczną scenę związaną z konkretnym stworem (vide duch pokazujący bohaterom, że most jest niebezpieczny, bo sam z niego spadł i się zabił) lub postawić graczy przed prostą, ale brzemienną w skutki decyzją (ktoś jest właśnie zjadany przez potwora albo jakieś stworzenie ucieka przed swoim oprawcą).
W przypadku zajawek natomiast mamy szerszy wachlarz pomysłów: od nieśmiertelnych klasyków, takich jak poszukiwanie złodziei grobów czy polowanie na jakiegoś złomilca, przez pomaganie istotom zmagającym się z problemami, po zajawki bardziej… “vaesenowe”, gdzie konflikt, z którym musi sobie poradzić drużyna, wynika z niezrozumienia lub z działań osób trzecich. Wśród moich ulubionych zajawek wymienię choćby polowanie na bazyliszka, by odczarować zamieniającą się w kamień królewnę, które może przekształcić się w poszukiwanie dworaka, który więzi istotę, by “ukręcić swoje lody” na problemach młodej władczyni. Bardzo spodobał mi się też pomysł na trolla atakującego wioskę, bo ta została zbudowana z kamieni skradzionych z ważnego historycznie miejsca oraz zajawka, w której dzielna drużyna może uratować małego hipogryfa, którego rodziców zabiły harpie. Nie zawsze oczywiście pomysły są tak przewrotne – czasem są to po prostu wielkie dzikie świnie terroryzujące okolice, ale zawsze mają jakiś element, który stanie się bazą dla porządnego zwrotu akcji.
Dodatkowo pomysły na scenariusze zaprojektowane są tak, by zostawiać olbrzymią wolność wyboru graczom co do rozwiązania stawianych przed nimi problemów, jak i prowadzącemu, pod kątem samego rozbudowania pomysłu do pełnoprawnej sesji.
To, co jednak najbardziej mi się w nich podoba, to lekkość i zgrabność, z jaką stworzono wszystkie zajawki. Nawet te najoczywistsze mają w sobie jakąś przeróbkę, coś ciekawego i niezwykłego, co sprawi, że sesja o nie oparta będzie naprawdę fajna.

Same statbloki zaprojektowano rozsądnie i mamy szeroki wybór mocno zróżnicowanych pod względem siły przeciwników. Poszczególne ataki bardzo fajnie dopasowano do poszczególnych istot, ładnie je dywersyfikując. Każda praktycznie z bestii ma jakiś atak budzący strach lub wywołujący jakiś stan. Wiele jest też rzucania przeciwnikami i podrzucania ich w powietrze. Czasem oczywiście będą się one powtarzać pomiędzy potworami (w końcu większość latających poczwar musi mieć jakiś atak z powietrza), ale zawsze będą inaczej opisane i zmechanizowane.
Swoją drogą bardzo lubię tę pojawiającą się także w “Obcym” i “Forbidden Lands” konwencję losowania (lub wybierania) ataków przeciwnika. Choć ogranicza to czasem prowadzącego (lub częściej raczej zmusza do kreatywnego przebudowania podręcznikowego opisu), to jednocześnie daje pojęcie dotyczące specyficznych zachowań danej istoty. MG nie musi analizować statbloka czy przekopywać się przez dodatkowe źródła, by ustalić taktykę ataku, bo autorzy podsuwają mu czarno na białym, co poczwara lubi robić i jak się zachowuje.

Jeżeli chodzi o samą zawartość, czyli wybór opisanych w “Dragonbane: Bestiary” istot, to autorzy wybrali tu najprostszą z możliwych dróg i skupili się na wszystkich nieśmiertelnych RPGowych klasykach, poszerzając listę raptem o kilka mniej tradycyjnych istot. Dlatego też w “Dragonbane: Bestiary” znajdziemy pełen wybór orkoidów (które tutaj ze względu na swój nocny tryb życia nazywają się Nightkin), całkiem sporo różnorakich nieumarłych, trolli (to nordyckie RPG, więc ten typ stworów jest całkiem bogato reprezentowany) i gigantów oraz wszelkiego rodzaju stwory mitologiczne, czyli hydry, mantikory, chimery, pegazy, najady i oczywiście syreny. Te mniej częste istoty to na przykład trzy różne typy instektoludzi (które wedle settingu prawdopodobnie są uciekinierami ze świata wcześniej zniszczonego przez demony) oraz lindwormy, karkionów (kotoludzi ze skrzydłami) i łabędzie panny. Sporo miejsca poświęcono także tytułowym istotom systemu (o ile bierzemy pod uwagę szwedzką nazwę gry), czyli smokom i demonom. Te pierwsze rozpisane są według dojrzałości (czyli mamy statystyki smoków od pisklaka po starożytnego smoka) a te drugie podzielono na różne typy w zależności od specjalizacji. Co ciekawe, do typu demonicznego w tym settingu zaliczone są również golemy, które są tu duchami żywiołów z “piekielnej” płaszczyzny, co sprawia, że mimo pochodzenia nie są one inheretnie złe.
Warto też zauważyć, że niektóre z istot opisanych w “Dragonbane: Bestiary” powtarzają się statblokowo z tymi z podstawki (opisy mają natomiast całkowicie nowe). I tak ponownie opisano tu na przykład gobliny, orki, wielkie pająki czy mantikory. Warto jednak zauważyć, że nie powtarzają się podręcznikowe statystyki gigantów i demonów, ale smok z podstawki został tu mechanicznie przyporządkowany do dorosłego przedstawiciela swojego gatunku.
Generalnie taki tradycyjny wybór istot opisanych w podręczniku przeciwników to wbrew pozorom bardzo trafiony pomysł, gdyż po pierwsze lwia część prowadzących sięga w swoich sesjach częściej po klasyki niż po udziwnienia, a po drugie łatwiej jest modyfikować stwory, które mają już jakąś gotową bazę, niż szacować wszystko po swojemu.
To, czego mi natomiast brakuje to szerszego wyboru statbloków u powtarzanych z podstawki orków i goblinów (choć tutaj na pomoc mogą przyjść zasady arcyzłodupców z podstawki) oraz jakichś rozważań dotyczących tworzenia mocniejszych, unikalnych wersji różnych stworów z podstawki. Bardzo przydałyby się na przykład wskazówki dotyczące tego, jak modyfikować ataki, gdy ze zwykłej mantikory chcemy zrobić starego doświadczonego zabójcę terroryzującego okolicę…

Potworni bohaterowie

Ostatnią rzeczą, o której warto wspomnieć pisząc o “Dragonbane: Bestiary” są nowe grywalne rasy. Dziewięć z opisanych typów istot poza zwyczajnymi statblokami dostaje też mechaniki pozwalające na skorzystanie z nich jako nowych gatunków dostępnych dla graczy. I tak dzięki zasadom z “Dragonbane: Bestiary” możemy zagrać orkami, ogrami, goblinami, hobgoblinami, żaboludźmi, karkionami, kotoludźmi, jaszczuroludźmi i satyrami.
Znacznie poszerza to listę sześciu podstawowych ras i pozwala na stworzenie unikalnych drużyn, jednakże (co jest bardzo ciekawym pomysłem) podręcznik mówi, że cała grupa musi się zgodzić na wprowadzenie nietypowej rasy.
Z nowych ras najciekawsze wydają się karkiony (które mogą latać), jaszczuroludzie (których imiona to seria mlaśnięć i syknięć) oraz wiecznie rozbawione satyry, które swoim sposobem bycia mogą regularnie wpędzać drużynę w kłopoty.
Co ważne, niektóre z dostępnych nowych ras mają w swoich opisach także wady (na przykład nightkini są wrażliwi na światło słoneczne). Podręcznik nigdzie nie mówi explicite, że postacie graczy również muszą się borykać z tymi problemami, więc pewnie ta zasada zostaje w gestii MG i grupy. Ja na przykład nalegałbym na to, by postać z nietypowej rasy musiała się do takich wad stosować, ale wiem, że niektórzy prowadzący, których znam, takie elementy zignorują.

Kilka słów na koniec

Dragonbane: Bestiary” to fantastyczne uzupełnienie zarówno wydania pudełkowego, jak i normalnego podręcznika. Dodatek ten nie tylko koryguje największy problem, jaki miałem z bazowym wydaniem, czyli niewielki wachlarz przeciwników, których mogłem wykorzystać na sesjach, a jednocześnie podsuwa prowadzącym olbrzymią ilość pomysłów na przygody i spotkania losowe związane z poszczególnymi typami opisanych istot. Jeżeli zamierzacie prowadzić “Dragonbane” dłużej i nie lubicie sami wymyślać przeciwników i określać ich tabel ataku, to “Bestiary” jest tym dodatkiem, w który bezwzględnie powinniście się zaopatrzyć. Ja już wiem, że moja przygoda z “Dragonbane”, będzie o wiele pełniejsza dzięki temu, co mogę z tej książki wyciągnąć.
Czego i wam życzę!

Bardzo dziękuje wydawnictwu Free League Publishing za udostępnienie PDFa do recenzji

Warto przeczytać

Drakonidy i demony cz. I

Recenzja gry „Dragonbane” cz. I

Drakonidy i demony cz. II

Recenzja gry „Dragonbane” cz. II

Piękni czterdziestoletni

Rzut oka na „Dragonbane”