Najgorszy dzień z życia
Recenzja zestawu „Destroyer of Worlds” do gry „Alien”
Autor: Jaxa
Kosmiczni Marines ze Zjednoczonych Ameryk to jeden z najważniejszych znaków rozpoznawczych uniwersum “Obcego” i przy okazji całego filmowego science fiction. Postacie takie jak Hicks czy Vasquez na stałe wryły się w podświadomość każdego fana kosmicznej popkultury. Gdy więc tylko pojawiła się możliwość zrecenzowania kampanii “Destroyer of Worlds”, w której wcielamy się w żołnierzy Korpusu Kolonialnych Marines, mój wewnętrzny fanatyk science fiction zapiał z radości, a ja usiadłem do tego zestawu, by poznać go i podzielić się z wami moimi przemyśleniami na jego temat.
Jeżeli zastanawiacie się jak działa gra “Alien” zajrzyjcie do mojej recenzji “Startera” do tej gry. Recenzja pełnego podręcznika podstawowego powinna ukazać się, jak tylko w moje ręce trafi polskie wydanie (czyli, mam nadzieję, już niedługo).
Główny tekst recenzji jest jak zwykle bezspoilerowy. Fragmenty ujawniające szczegóły, które mogą zepsuć zabawę, są – jak zwykle – ukryte.
“Destroyer of Worlds” to pudełkowy scenariusz (będący tak rozległym „wydłużonym jednostrzałem”, że można spokojnie nazwać go mikrokampanią), rozpisany na co najmniej trzy sesje i korzystający z trybu filmowego mechaniki zarezerwowanego dla relatywnie krótkich, ale niezwykle intensywnych historii.
Akcja scenariusza rozgrywa się w kolonii Ariarcus, znajdującej się na mroźnym księżycu orbitującym wokół Oblivion, gazowego giganta w układzie Kruger 60, na pograniczu Zjednoczonych Ameryk i Związku Narodów Postępowych. Gracze wcielają się w Drużynę Charlie, oddział marines wydzielony z sił stacjonujących w znajdującym się w kolonii forcie Nebraska. Cel jest pozornie prosty, gdyż drużyna ma odnaleźć czwórkę żołnierzy, którzy zdezerterowali z bazy i ukryli się wśród cywilnej ludności, jednak, jak się szybko okazuje, to dopiero początek kłopotów czekających oddział Charlie. W końcu to “Alien”, a życie kosmicznych trepów nie może być łatwe.
Sama kolonia Ariarcus ma dość wyboistą historię. Niegdyś była to bogata kolonia wydobywcza, której mieszkańcy zarabiali całkiem nieźle na produkcji paliwa, jednak złe decyzje zarządu (szmugiel paliwa do Związku Narodów Postępowych jest z punktu widzenia Zjednoczonych Ameryk złą decyzją) spowodowały przejęcie kolonii przez rząd i obsadzenie jej stałym kontyngentem marines. Ci, którzy mieli wystarczająco dużo pieniędzy – odlecieli, ci, którzy byli wystarczająco wściekli – zorganizowali ruch oporu, a reszta usiłuje jakoś wiązać koniec z końcem, czekając, aż ich los się odmieni.
Zmiana nadeszła tydzień przed akcją przygody “Destroyer of Worlds”, choć nie taka, jakiej się wszyscy spodziewali. Sąsiedni układ Kruger 61 wraz z leżącą tam kolonią LV-038 został podbity przez siły uderzeniowe Związku Narodów Postępowych. Dowództwo Sił Sprzymierzonych Zjednoczonych Ameryk wysłało oczywiście flotę i kontyngenty marines, ale jednocześnie rozpoczęto ewakuację kolonii Ariarcus. Wszystko szło zgodnie z planem, aż do ucieczki czwórki żołnierzy. Amelia Wójcik, Jamie Wright, Issac Carvalho oraz Wilbe Reese wynosząc tajne informacje zniknęli z terenu bazy i ukryli się na terenie kolonii. Dowodzący fortem pułkownik Edward Meyers wstrzymał ewakuację placówki i zarządził poszukiwania, które ma przeprowadzić specjalnie w tym celu zebrana drużyna Charlie. Cała sprawa ma być oczywiście załatwiona cicho, gdyż jeśli skradzione informacje wyciekną – mogą kosztować życie wielu ludzi na Pograniczu.
Drużyna Charlie składa się z siódemki żołnierzy. Gracze przejmą kontrolę nad częścią z nich, pozostali staną się postaciami niezależnymi, czyli jak to zwykle bywa w przypadku “Aliena” – zamiennikami dla postaci, które zginęły. W skład oddziału wchodzą: dowodząca grupą kapitan Beatriz Silva, dwójka sierżantów – Luca Mason (specjalistka od zagrożeń biologiczno-chemicznych) i Kale Iona (pilot/kierowca), starsi szeregowi – Stanley Żmijewski (doświadczony żołnierz) i Ruth Anne Dante (szturmowiec), szeregowy Nathaniel Hammer (specjalista od obsługi smarguna) oraz android Chaplain (medyk i haker). Część z żołnierzy pracowała już ze sobą, reszta zna się tylko z widzenia. W pudełku z przygodą “Destroyer of Worlds” znajdziemy przygotowane przez autorów gotowe dwustronne karty postaci oraz karty osobistych celów (zwanych również Agendami) dla każdego z członków drużyny. Ich płeć jest oczywiście dość umowna i nic w przygodzie nie blokuje, by graczkom i graczom wygodniej odgrywało się ich postacie.
Spoilery - NIE CZYTAJ JEŻELI CHCESZ ZAGRAĆ!
Przygoda “Destroyer of Worlds” ma cudownie zakręconą i wielopoziomową fabułę, a akcja gna do przodu jak w pociąg na linii Tokio – Osaka. Zaczyna się od poszukiwań nieszczęsnych uciekinierów, jednak szybko okazuje się, że skradzionymi informacjami są oni sami – nie dość, że noszą w sobie xenomorfy, to również okazuje się, że przetestowano na nich lekarstwo (oparte o “czarny glut”, czyli znany z najnowszych filmów Czynnik A0-3959X.91–15) zatrzymujące rozwój zarodka, które w ciele jednego z marines zmutowało, doprowadzając do stworzenia broni biologicznej. Czy to koniec? Nie! To dopiero początek szalonego rollercostera wątków i misji, jakie staną przed Drużyną Charlie. Dodajcie do tego inwazję wojsk Związku Narodów Postępowych, bombardowanie orbitalne i infiltracje opanowanej przez ksenomorfy bazy wojskowej i całe morze pobocznych wątków.
Muszę przyznać, że niezmiernie cieszyło mnie samo czytanie fabuły. A jaka ona musi być dobra w praktyce!
Bardzo podoba mi się jak autor kampanii radzi sobie z szeroko pojętym kanonem “Obcego” i możliwościami, jakie daje samo RPG w tym uniwersum. Z jednej strony dostajemy znane nam klimaty (no bo przecież walczymy z xenomorfami), a z drugiej otrzymujemy bardzo ładnie rozwinięte wątki badań xenobiologicznych i konfliktu między Zjednoczonymi Amerykami a Związkiem Narodów Postępowych. Daje to nadzieję, że kolejne przygody, kampanie, czy po prostu dodatki będą sięgały odważniej po wątki niezwiązane stricte z xenomorfami.
Ciekawy jest również motyw związany z tajemniczą jednostką, która bombarduje najpierw LV-038, a potem Ariarcusa. Czy to tajemniczy Konstruktorzy? A może jeszcze jakaś inna siła? Nie mniej jest to znak, że Free League ma pomysł na metaplot całego uniwersum rpgowego “Obcego”.
Bardzo podoba mi się sam sposób zaprojektowania scenariusza i podręcznika go opisującego. Jest on podzielony na akty, z których każdy ma wyraźny początek i koniec. Każdy z nich powinien trwać mniej więcej jedną sesję (choć mam wrażenie, że drugi akt jest krótszy od pozostałych). “Destroyer of Worlds” ma charakter półsandboxa – to znaczy, że podręcznik opisuje obszar kolonii i najważniejsze lokacje na jej terenie. Każda lokacja ma swoją mapę (przypominam, że te w systemie “Alien” są one istotną częścią gry) oraz porządny opis wraz z prawdopodobnymi zmianami, jakie zajdą w tej lokacji w trakcie kolejnych rozdziałów. Oprócz opisów lokacji mamy kilkadziesiąt wydarzeń, które mogą zajść w trakcie kolejnych rozdziałów. Część z nich jest obowiązkowa, inne zależą od rozwoju fabuły lub tego, jak bardzo mistrz gry chce jeszcze pogrążyć drużynę w bagnie – fabularnie lub emocjonalnie.
“Destroyer of Worlds” jest przygotowana tak, by do jej rozegrania wystarczył “Zestaw Startowy”, dlatego też znajdują się w niej – poza właściwą przygodą – również pełne zasady wykorzystania na sesjach xenomorfów oraz zasady walki pojazdów. Opisano też kilka całkowicie nowych rodzajów broni (Ręczny granatnik M-5) i pojazdów, takich jak ciężki czołg Ridgeway (można nim w przygodzie pojeździć! Hell! Yeah!) oraz lądownik Krokodil.
Sama przygoda “Destroyer of Worlds” jest zdecydowanie niełatwa. Potrzeba sporo kombinowania i rozsądku, by ją przetrwać. Sam w sobie “Alien” jest potwornie morderczy, zwłaszcza gdy w grę wchodzi walka z xenomorfami, szczególnie tymi silniejszymi. Wystarczy pech i postać gracza zginie; brak rozsądku i “głupie akcje” potrafi ta gra bezlitośnie ukarać. Konieczne jest właściwe zarządzanie zasobami (zwłaszcza amunicją i Stresem), bo inaczej w krytycznym momencie zwyczajnie możemy obudzić się z “ręką w nocniku”. Ale, z drugiej strony, ukończenie tego scenariusza, zwłaszcza pierwszymi postaciami, powinno być niezmiernie satysfakcjonujące.
Warto również zwrócić uwagę na sam sposób wydania. “Destroyer of Worlds” wydano w pudełku (z grubego kartonu), w którym poza podręcznikiem ze scenariuszem (i garścią dodatkowych zasad), znajdziemy wspomniane wcześniej karty postaci, karty z agendami, bohaterami niezależnymi (ich portrety i statystyki) oraz opisanymi w podręczniku pojazdami i bronią, handout, a także zestaw map najważniejszych lokacji w przygodzie, w tym naprawdę olbrzymią mapę całej kolonii (86×56 cm).
Jeżeli mogę trochę pomarudzić to wolałbym, aby karty postaci były na nieco grubszym papierze. Boję się również o klejenie podręcznika, podczas czytania słyszałem nadmiernie pracujący grzbiet i obawiam się, że przy bardziej intensywnym użytkowaniu zacznie on puszczać. Wolałbym również, by karty z portretami czterech poszukiwanych marines zawierały na swoim rewersie informacje na ich temat, a nie ich statystyki i agendy, gdyż podejrzane, nawet przypadkiem mogą popsuć dalszą zabawę.
Abstrahując od tych drobnych wpadek “Destroyer of Worlds” został wydany fantastycznie. Niezmiernie podoba mi się idea dodatków w pudełkach – wraz z wydrukowanymi handoutami i postaciami. Dostajemy kompletny, estetycznie i przydanie zaprojektowany produkt, który wraz z podręcznikiem możemy zabrać bezpiecznie na sesję. “Destroyer of Worlds” nie jest oczywiście prekursorem takiego rozwiązania (bo warto tu choćby wspomnieć rozmaite “Zestawy Startowe”, strareńkie “City of Lies” do pierwszej edycji “Legendy Pięciu Kręgów”, czy dodatki do trzeciej edycji “Warhammera”), ale po prostu mam nadzieję, że więcej wydawnictw pójdzie tą drogą i pudełkowe scenariusze bardziej się spopularyzują.
Przygoda “Destroyer of Worlds” jest naprawdę świetna. Doskonale wpasowuje się w klimat “Obcego” i fantastycznie dobudowuje nowe elementy settingu. Dodatkowo, jest niezwykle emocjonująca i pełna akcji. Moim zdaniem, gdyby na jej podstawie nakręcić kolejny film z uniwersum “Aliena” – miałby szanse stać się najlepszym w serii. Jestem pod dużym wrażeniem zarówno fabuły, jak i przygotowanych materiałów i jak tylko zaraza nieco zelżeje, na pewno poprowadzę tę przygodę mojej ekipie. Serdecznie polecam “Destroyer of Worlds”.
Bardzo dziękuje wydawnictwu Free League Publishing za udostępnienie podręcznika do recenzji