Zbrodnie, herbatki i cosmic horror

Recenzja “Brindlewood Bay”

Autor: Szyszka

„Brindlewood Bay” (znane również jako „ta gra o babciach”) to bezdyskusyjnie jeden z najgłośniejszych tytułów tego roku. Pochwalne głosy na temat tej gry płynęły do nas jeszcze przed jej wydaniem w Polsce, później błyskawicznie wyprzedawała się na konwentach, a pochwały nie gasły. Aż wreszcie podczas tegorocznych Ennies Award „Brindlewood Bay” dostało złoto w kategorii „Best Electronic Book”. Nie moglibyśmy tutaj, na Alchemii, pozostawić takiego tytułu bez komentarza. Przed Wami recenzja gry „Brindlewood Bay” powstała we współpracy z jej polskim wydawcą – Black Monk Games.

Jeżeli interesują was gry na mechanice PBtA zachęcamy do zapoznania z materiałami poświęconymi systemom „Dungeon World„, „Kult – Utracona boskość„, „Potwór Tygodnia” oraz „Monsterhearts„.
Przy okazji zachęcamy też do odwiedzenia alchemicznego działuMiasto Mgły, poświęconego grze będącej duchowym spadkobiercą „rpgów napędzanych przez apokalipsę„.

Brindlewood Bay”, jak przyznaje we wstępie jej autor, Jason Cordova, jest bezpośrednio inspirowane serialem „Napisała Morderstwo”, opowiadającym o autorce powieści, która rozwiązuje zbrodnie niepokojąco podobne do opisywanych przez nią w fikcji. Pierwsza edycja gry ukazała się w 2020 roku, a więc podczas pandemii. Nie wspominam o tym bez powodu – na lata 2020 i 2021 przypada nagły wzrost popularności gatunku “cozy mystery”, do którego zalicza się zarówno „Napisała Morderstwo”, jak i – co już na pewno wywnioskowaliście gra fabularna „Brindlewood Bay”.
Co cechuje ten podtyp kryminału? Historia “cozy mystery” musi spełniać trzy warunki: seks i przemoc dzieją się poza kadrem, osoba prowadząca śledztwo jest amatorem, a całość rozgrywa się w niewielkiej, zamkniętej społeczności. Po tym wstępie na pewno pomyśleliście o przygodach panny Marple, które ten gatunek w ogóle zaczęły w 1927 roku. Ze współczesnych przedstawicieli gatunku można wymienić wydaną w 2022 roku książkę „W ciemnym, mrocznym lesie”.
Zgodnie z wyżej opisanymi założeniami, w „Brindlewood Bay” graczki (tutaj: Znawczynie) wcielają się w starsze panie należące do klubu książki, które przy okazji są detektywkami rozwiązującymi kryminalne zagadki swojego miasteczka.
Dużo słyszałam o tej grze, zanim wzięłam ją do rąk. I wiecie co mnie zaskoczyło? Nie wiem, przeoczyłam tę informację albo nikt mi nie powiedział, że ta gra jest w gruncie rzeczy kampanią z bardzo konkretnymi założeniami. Pod tym względem przypomina trochę „Kompanię Ostrzy”, ale jest to jedyne podobieństwo między nimi. Jestem fanką gier „specjalistycznych”, to znaczy takich, które służą do zagrania bardzo konkretnej historii. Mają one u mnie z automatu dziesięć punktów więcej niż gry twierdzące, że można w nich zagrać wszystko. Wracając jednak do meritum, nie wiem, co ja sobie myślałam, kiedy zobaczyłam okładkę po raz pierwszy. Że te macki są tam tak dla krotochwili? „Brindlewood Bay” jest grą o tym, że w miasteczku jest kult, który przywołuje potwora. I jest to bardzo ważne dla mechaniki, nie da się zagrać kampanii bez tego wątku. Jak najbardziej można grać jednostrzały, ignorując wątki nadprzyrodzone, natomiast trzeba mieć świadomość, że to rezygnacja z 40% gry (obliczone na podstawie objętości podręcznika (bez scenariuszy) poświęconej Mrocznemu Spiskowi). Gdzie rozdziały od „Mroczny spisek” do „Dzieci Persefony” to według mnie najlepsza część podręcznika.

Pogadajmy zatem chwilę o samym podręczniku. Ma 21,5×15,2cm i liczy sobie 164 numerowane strony oraz jedną wstążkę. Format jest idealnie taki, żeby włożyć do plecaka bez ryzykowania pogniecenia rogów, przed czym dodatkowo chroni twarda okładka o przyjemnej, matowej w dotyku fakturze. Podręcznik jest wydany przepięknie, na wklejce ma wzór jak ze staromodnej tapety, a na każdej stronie są zdobione marginesy. Wewnątrz znajdziemy dużo ilustracji w stylu, który mi kojarzy się z książkami dla dzieci. Dołączona do podręcznika mapa Brindlewood Bay jest tak urocza, że aż przykro się robi na myśl o wszystkich okropnych zbrodniach, które się tak rozgrywają. Ponadto przy zakupie fizycznego podręcznika otrzymamy także pdf z kartami postaci i pomocami mistrza gry (tutaj: Opiekuna).
Cały podręcznik napisany jest prostym i dosadnym stylem starającym się przekazać jak najwięcej w jak najmniejszej ilości słów. Dzięki temu otrzymujemy przejrzystą i pozbawioną dwuznaczności instrukcję gry, jednak przy tym oszczędnym stylu dygresje i dopiski bardzo rzucają się w oczy. W podręczniku parokrotnie pojawiają się fragmenty, które każą mi podejrzewać, że pierwsza wersja tej gry powstała na potrzebę kampanii, którą Cordova kiedyś prowadził, a później zrobił z niej pełny system. Mam tutaj na myśl wtrącenia na przykład na temat interpretacji zasad brzmiące trochę jak „graczka zapytała mnie, czy może tak zrobić i ja się zgodziłem”. Samej ich treści nie będę nic zarzucać, są to zazwyczaj ciekawe uwagi albo odpowiedzi ubiegające pytania, które miałam sobie zadać. Są po prostu wyjątkowo toporne, niezgrabnie wplecione w treść.
Ze wspomnianych 164 stron dla graczek przeznaczone są 32. Po krótkim wstępie o konwencji i założeniach systemu znajduje się opis mechaniki. „Brindlewood Bay” bazuje na „Apokalipsie”, ale w sposób o tyle nietypowy, że trzy z sześciu ruchów nie mają przypisanej umiejętności, na którą się rzuca, w przypadku dwóch nie rzuca się w ogóle, a szósty ruch wykonywany jest bardzo rzadko (albo w ogóle nie jest, jeśli postanowicie zrezygnować z wątków nadnaturalnych).
Wykonując ryzykowne działania – w zależności od położenia bohaterek i okoliczności przyrody – graczki będą wykonywać Ruch Dzienny albo Ruch Nocny, które od siebie różnią się rezultatami na poszczególnych wynikach, trochę jak pozycje w „Ostrzach w Mroku”. I podobnie jak w „Ostrzach”, to jaka umiejętność zostanie użyta do rzutu, zależy od deklaracji graczki. Takie same zasady doboru modyfikatora dotyczą Ruchu Wścibskiego służącego do zdobywania wskazówek. Ruch Przytulny jest sposobem na pozbywanie się negatywnych stanów nałożonych na bohaterkę i wymaga, by fabularnie oddała się swojemu Przytulnemu Zajęciu, na przykład pleceniu makram. Wspomnianym rzadko albo wcale nie używanym ruchem jest z kolei Ruch Okultystyczny. Szósty z ruchów podstawowych to Ruch Tajemnic Złotej Korony, który odbywa się bez rzutu i pozwala bohaterkom dopasować wydarzenia z ich ulubionej serii książek do obecnej sytuacji, pozyskując w ten sposób wskazówkę w obecnie prowadzonym śledztwie. Skoro już wspomniałam o śledztwie, nie mogę nie opowiedzieć o Snuciu Teorii, czyli tej części mechaniki, którą można kochać albo nienawidzić.
Bardzo podoba mi się klimat oraz świat „Brindlewood Bay”, naprawdę chciałabym w to zagrać. Ale nigdy nie chciałabym tego prowadzić. Dlaczego? Żeby to wyjaśnić, muszę opowiedzieć anegdotę o Hawksie i Chandlerze. Raymond Chandler był pisarzem kryminałów, natomiast Howard Hawks scenarzystą piszącym scenariusze na podstawie tychże kryminałów. Kontrakty na zagranie w „Wielkim Śnie” mieli już podpisane Humphrey Boggart i Lauren Bacall, kiedy okazało się, że scenarzyści nie mogą skończyć pracy, ponieważ z treści książki nie wynika, kto zabił szofera. Dlatego Hawks zadzwonił z tym pytaniem do Chandlera. Na co Chandler odpowiedział „Nie wiem, do cholery”.

Na miejscu Hawksa zabiłabym Chandlera. Wymyślając morderstwo, zawsze zaczynam od odpowiedzi na pytanie „kto zabił?”. Czego nie wolno robić, jeśli chce się pisać scenariusze do „Brindlewood Bay”, a ja tak nie mogę.
Tajemnice rozgrywane w „Brindlewood Bay” nie mają z góry założonego rozwiązania zagadki kryminalnej. Przypominają bardziej „Cluedo”, gdzie każdy z gości jest równie podejrzany, a dom roi się od potencjalnych narzędzi zbrodni. Podobnie jak w tej planszówce, w „Brindlewood Bay” to graczki snują podejrzenia na temat tożsamości sprawcy, jednak o słuszności ich teorii nie rozstrzyga koperta z odpowiedziami, a rzut. Tak jest, dobrze słyszycie, wykonuje się rzut, który niejako odpowiada na pytanie „czy zabił lokaj” i może się okazać, że to totalnie był lokaj, ale też, że to w ogóle nie był lokaj. Takie mechaniczne rozwiązanie daje graczom pewność, że nigdy nie podążają za fałszywym tropem, skoro każda teoria może okazać się prawdziwa.
Historia rozgrywana w „Brindlewood Bay” jest z założenia zamkniętą całością, jednym sezonem serialu. W czasie gdy bohaterki rozwiązują zbrodnie, Akuszerki Odurzającej Otchłani próbują przyzwać Dziecko Persefony i choć to może brzmieć komicznie, rozdział o Mrocznym Spisku jest wybitny. Przedstawione tam wizje przywoływanych potworów są jak połączenie Lovecrafta z obrazami Boscha i filmem „The Lobster”. Oprócz samych Dzieci Persefony kult będzie przyzywał także sługi, nie tak potężne, ale równie przerażające i obrzydliwe potwory, z którymi zetkną się bohaterki. Wątek nadnaturalny w tym systemie nawiązuje do mitologii greckiej i bardzo dosadnie przypomina czytelnikowi, jak dużo jest w tych mitach brutalnych śmierci i okaleczeń.
Zestawienie tych okropności ze spokojnym życiem emerytek to jeden z najlepszych pomysłów w „Brindlewood Bay”. Podoba mi się, że w podręcznik wpisane jest właśnie takie założenie, że może się zdarzyć, że bohaterki spotkają broczący krwią szkielet byka mówiący, że jedna z nich jest jego matką, ale następnego dnia te same bohaterki wrócą do pieczenia ciast i wyszywania makatek. Będzie się to działo jednakże dopiero przy rozgrywaniu kampanii, więc chyba już rozumiecie dlaczego uważam, że dużo się traci na wycięciu wątków nadnaturalnych.
Komu poleciłabym „Brindlewood Bay”? Na pewno każdemu, kto chciałby zagrać Cthulhu nie grając w „Zew Cthulhu”. Każdemu, kto lubi prowadzić improwizowane sesje. Każdemu, kto pograłby sesje o śledztwie, ale nie jest dobry w ogarnianie zagadek i nie lubi się zmóżdżać. Każdemu, kto ma dosyć ratowania świata i pograłby coś na mniejszą skalę, ale bez poczucia, że wykorzystuje ułamek systemu. Każdej ekipie, która chce wyjść poza swoją strefę komfortu i zagrać kimś innym niż zuchwali poszukiwacze przygód.

Dziękuje wydawnictwu Black Monk Games za udostępnienie podręcznika do recenzji.

Warto przeczytać

Potwór tego odcinka

Recenzja podręcznika “Potwór tygodnia”

Szkoła poplątanych serc

Recenzja podręcznika „Monsterhearts 2: Nastoletni Potwór”

Podziemny świat

Recenzja podręcznika „Dungeon World”